Real wygrywa Ligę Mistrzów po raz 14

Real wygrywa Ligę Mistrzów po raz 14

Real wygrywa Ligę Mistrzów wygrywając z Liverpoolem skromnie 1:0. Carlo Ancelotii zdobywa swoje kolejne trofeum w tym sezonie udowadniając, że jest wciąż topowym trenerem. Królewscy dorzucają do swojej gabloty czternasty Puchar Mistrzów. The Reds mimo całkiem niezłego sezonu, są największymi przegranymi tego roku.

Opóźnienie meczu i to jeszcze finału jest rzadko spotykane. Najpierw ze względu na problemy z wpuszczeniem kibiców przesunęli start o 15 minut, a później był moment, gdy organizatorzy nie byli pewni o jakiej porze się rozpocznie spotkanie. Ostatecznie wszystko się udało opanować, koncert otwarcia został przeprowadzony, a sędzia gwizdnął początek meczu o 21:37.

Liverpool z pewnymi problemami kadrowymi, ale ostatecznie Fabinho i Thiago zagrał. Real zagrał swoim najlepszym składem, Ancelotti raczej musiał podejmować ciężkie decyzje z kogo zrezygnować. Mecz wyglądał podobnie jak poprzednie spotkania Realu. Przeciwnik dominował i próbował kreować swoje akcje, a Królewscy cierpliwie czekali na kontrataki i szybkie rajdy Viniciusa. Swoje szanse miał Salah, czy Mane. Zabrakło skuteczności, ale świetne zawody zagrał również Thibaut Courtois utrzymując swoją ekipę w grze. Real miał pojedyncze szanse w pierwszej połowie, ale w żadnym wypadku trudno było mówić o szansy bramkowej. Najwięcej kontrowersji było przy nieuznanej bramce Benzemy, ale sędzia ocenił, że był spalony. Gdyby Francuz zachował wcześniej trochę więcej zimnej krwi, to mogliby się cieszyć z prowadzenia, ale nie był zdecydowany na oddanie strzału. Pierwsza połowa się zakończyła bezbramkowym remisem.

Druga połowa rozpoczęła się podobnie. Liverpool trochę bardziej cofnięty próbując wciągnąć rywala na swoje pole karne, aby szybkim odbiorem rozpocząć kontratak, który można byłoby zamienić na bramkę. Real jednak ociągał się z wejściem pod ten topór nastawiony przez Anglików. Ostatecznie to Królewscy ukuli skutecznie. Pierwszy celny strzał w meczu i bramkę strzelił Vinicius. Trochę Liverpool nie przypilnował zawodników Realu, a Valverde znalazł Brazylijczyka i od 59 minuty prowadzili 1:0. Presja The Reds się zwiększała, ale nie byli w stanie wykreować takich akcji jak w pierwszej połowie, choć słupek w jednej sytuacji uratował Belga stojącego na bramce. Klopp zdecydował się na wpuszczenie wszystkich ofensywnych zawodników jakich miał dostępnych. Od tego momentu Liverpool kreował co raz więcej akcji, ale na posterunku wciąż był bramkarz Realu, który wyczyniał absolutne cuda w bramce.

Liverpool mógł przegrywa wyżej, bo Królewscy kreowali sporo groźnych kontr, ale brakowało zimnej krwi przy podaniach, czy decyzjach. Jednak przeniesienie ciężaru gry na połowę rywali było istotne, bo dzięki temu Real zyskiwał cenny czas, a Anglicy musieli nerwowo próbować swoich szans. Nie udało się to i Real mógł celebrować swój kolejny triumf, który przejdzie do historii jako jeden z najbardziej wyszarpanych z historii. Niewątpliwie tę kampanie będzie się pamiętać latami niczym słynną „La Remontadę” za czasów Ruuda van Nistelrooya. Liverpool zamiast poczwórnej korony może się tylko nacieszyć Pucharem Anglii i Pucharem Ligi Angielskiej.

Fot. Wikipedia