Pierwsza runda playoffów NBA – to nie jest kraj dla czarnych koni

Pierwsza runda playoffów NBA – to nie jest kraj dla czarnych koni

Wygrana Memphis Grizzlies w drugiej edycji play-in w historii NBA uzupełniła skład tegorocznych playoffów. Wszystkie drużyny z dołu drabinki chętnie powtórzyłyby zeszłoroczny sukces Miami Heat i zakończyły go w finale rozgrywek. Los Angeles Lakers, Boston Celtics oraz wspomniana ekipa Ericka Spoelstry będą zdeterminowane, aby poprawić sobie nastroje po przeciętnym sezonie regularnym.

Analizując pierwsze rundy od ostatniego rozszerzenia NBA (sezon 2004-2005) wskazują, że statystyka nie jest po stronie potencjalnych czarnych koni. Z wszystkich 128 rywalizacji w rundzie wstępnej z lat 2005-2020 zaledwie 27 starć okazało się zwycięskie dla niżej rozstawionej drużyny, z czego aż 16 zostało wygranych przez drużyny z piątego miejsca, które odprawiały sąsiada z tabeli. Siedem razy wygrała rywalizację ekipa rozstawiona z numerem sześć, a trzy razy drużyna z najniższego szczebla drabiny. W ciągu tych kilkunastu lat siódma drużyna tylko raz przeszła swojego rywala.

Drużynom, którym udało się przejść do drugiej rundy szczęście zazwyczaj nie sprzyjało i właśnie w półfinałach konferencji kończyły rywalizację. Przez ostatnie lata tylko dwóm ekipom udało się zagrać dalej, czyli omawianym już Heat oraz Grizzlies, które dotarło w 2013 roku do finału konferencji. Grizzlies to również drużyna, której obok Washington Wizards oraz Utah Jazz sztuka przechodzenia wyżej rozstawionego rywala udawała się najczęściej bo trzykrotnie.

W opisywanych 16 sezonach rozegrano 702 spotkania w pierwszej rundzie co daje około 44 meczów na sezon. Najszybciej przeprowadzona runda odbyła się w 2007, 2015 i 2019 roku kiedy spotykano się 41 razy. Najbardziej zacięta rywalizacja miała miejsce w 2014 roku kiedy łącznie drużyny mierzyły się ze sobą 50 razy, z czego aż w sześciu spotkaniach zwycięzca pary musiał być wyłoniony po siódmym decydującym spotkaniu. W przypadku konferencji zachodniej tylko w parze Houston – Portland rozegrano sześć meczów co dało 27 meczów dla drużyn z zachodu USA. Patrząc na całość rozegranych meczów w obu konferencjach nie ma większej różnicy w licznie rozegranych spotkań, gdyż nieznacznie więcej bo 356 rozegrano na Zachodzie, podczas na Wschodzie o dziesięć spotkań mniej. Również w przypadku średniej liczby punktów nie można wskazać przewagi jednej konferencji nad drugą.

Pierwsza runda playoffów z 2014 roku nie była jednak najbardziej zacięta przyjmując różnicę średnich punktów rzuconych przez górna i dolną część drabinki. Ten tytuł należy do sezonu 2018 gdzie wynosiła ona około 1.2 punktu na mecz rzuconego więcej przez faworytów w 45 rozegranych meczach. Absolutna masakra słabszych drużyn miała miejsce w 2019 roku, gdzie nie dość, że rozegrano najmniejszą liczbę spotkań to również różnica wynosiła blisko 10 punktów na mecz.

Historia pierwszy rund playoffów pokazuje, że dolna część drabiny jest raczej tłem dla górnej połówki, czasem jest w stanie napsuć trochę krwi, a bardzo rzadko przekuć to w udane podsumowanie sezonu. Memphis po raz kolejny potwierdziło, że w roli czarnego kucyka czuje się znakomicie pokonując Golden State Warriors w play-in, a teraz może szykować się na Utah Jazz. Jeśli sprawią niespodziankę i przejdą dalej umocnią się w klasyfikacji „underdogów” odskakując m.in. drużynie z Salt Lake City. Okazję do ścigania się z kolejnym rekordem będzie miał LeBron James jednak poprzeczka jest zawieszona bardzo nisko. Jeśli jego Lakers przejdzie do drugiej rundy, będzie drugim zespołem po San Antonio, któremu się to udało będąc rozstawionym jako siódmy. Eliminując kolejne drużyny będzie pisał własną historię.

Fot. JC Gellidon on Unsplash