Karuzela zakręciła. Dwóch trenerów wypadło

Karuzela zakręciła. Dwóch trenerów wypadło

Wczorajsze mecze były decydujące dla losów obu najgorszych drużyn tego sezonu. Moment nietypowy, gdyż przed zakończeniem rozgrywek w tym roku, a nowi szkoleniowcy zamiast mieć przed sobą kilka tygodni spokoju będą musieli na już wprowadzać swoje zmiany.

Jako pierwszy poleciał Marek Gołębiewski. Szkoleniowiec zastąpił Czesława Michniewicza na stanowisku trenera Legii. Na początku jego misja miała trwać do końca sezonu, a przy podpisywaniu kontraktu unikano nadawania przymiotnika „tymczasowy”. Wejście nowej miotły nic nie dało, a wręcz doprowadziło do jeszcze większej nędzy. Markowym zagraniem krótkiej ery tego trenera będą kontry, a raczej ich brak. Zespół w ciągu jednej rundy z ekipy mogącej dzięki kontratakom zagrozić nawet zespołom z europejskich pucharów, zamienił tę część gry w farsę. Interwencja kibiców po ostatniej porażce z Wisłą Płock było pewnie kroplą, która zdecydowała o rezygnacji. Trudno oczekiwać od młodego trenera, aby mógł wyciągnąć klub z takiego marazmu.

Trudno zresztą, aby mógł on prowadzić klub z czystą głową skoro od pewnego momentu toczyła się dyskusja nie tylko, czy zostanie zastąpiony, ale kiedy. Teoretycznie miał kontrakt do końca roku, ale z meczu na mecz słowo „tymczasowy” występowało co raz częściej. W zasadzie po słowach Dariusza Mioduskiego o Marku Papszunie było wiadomo, że to koniec. Autorytet trenera w Legii nie jest najmocniejszą rzeczą na świecie. Symbolem pewnej degrengolady była jednak reakcja na podchody pod Papszuna. Zarówno trener jaki władze jego obecnego klubu nie są aż tak skłonne, aby oddawać go w obce ręce. Plany włodarza Legii, gdzie cała liga miała być zapleczem warszawskiego klubu to już tylko chichot historii. Wiele drużyn jest również atrakcyjne dla innych szkoleniowców oraz piłkarzy, a Legia w zasadzie może ich przekonywać tylko pieniędzmi, bo na ten moment o prestiż trudno.

Zamieszanie z trenerem trwało nadal, a w plotkach wymieniono każdego. Ostatecznie jednak okazało się, że apele Vukovica o tym, że może pomóc doszły do ucha włodarzy Legii. Chociaż ostrożność i uwagi jakie miał Serb były znaczne to chyba kwestia finansowa przemówiła do głosu Mioduskiego. Chociaż równie dobrze może być to wstrząs na ostatni mecz, bo i tak klub płaci swojemu staremu-nowemu trenerowi więc nie będzie robiło to różnicy, czy poprowadzi jeden mecz, jedenaście, czy więcej. Zadanie nowego trenera to oczywiście utrzymanie się w lidze, ale też poprawienie pozycji negocjacyjnej Legii z każdym kolejnym menedżerem i piłkarzem. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli po kompromitacji w meczu z Zagłębiem Vukovic wróci do swojej starej roli i będzie mógł znowu obserwować drużynę co najwyżej w telewizorze.

Mariusz Lewandowski miał trudne relacje z Bruk-Becie Nieciecza. Kręcono na niego nosem już sezon wcześniej, ale dzięki wywalczonemu awansowi również uciekł katowi spod topora. Ostatecznie mimo niskich notowań trzymał się paradoksalnie dosyć długo na stanowisku. Zwolniono go dopiero pod sam koniec rozgrywek w 2021 roku, co jest stosunkowo dziwnym ruchem. Tymczasowo trenerem Waldemar Piątek i trudno oczekiwać, aby jednym meczem mógł przekonać właścicieli do dłuższego zatrudnienia na tym stanowisku. Do meczu z Wisłą Kraków zostało kilka dni więc nie należy oczekiwać cudów, a Piątek będzie musiał ustąpić komuś innemu. Z drugiej strony jeśli klub znajdzie nowego menedżera wystarczająco wcześnie to będzie mógł poukładać zespół w przerwie zimowej. Na pewno jest to lepsze rozwiązanie niż takie, w którym trener jest zwalniany po pierwszych meczach rundy wiosennej. Zupełnie to burzy sens budowania zespołów według zamysłu całego sztabu szkoleniowego.

Dwie najgorsze drużyny zdecydowały się na ruch już teraz. Trudno jednak nie mieć wrażenia, że obaj panowie mogą mieć przed sobą zaledwie kilka spotkań w roli pierwszego szkoleniowca. O ile w przypadku trenera Niecieczy wydaję się to oczywiste, tak w przypadku Vukovica wydaje się to szalone, ale w jego nowym-starym klubie wszystko jest możliwe.

Fot. Wikipedia