Desperacja, albo porządkowanie zespołu. Sean Dyche odchodzi z Burnley

Desperacja, albo porządkowanie zespołu. Sean Dyche odchodzi z Burnley

Przez dziesięć lat Sean Dyche mógł budować zespół według swojego pomysłu. Z Burnley zaliczył wielkie sezony, ale również te słabe. W sytuacji, gdy wciąż był w grze o utrzymanie się w Premier League, uznano że nie warto mu powierzać tej misji i jego kariera z północnej Anglii dobiegła końca. Desperacja, czy budowanie zespołu na kolejny sezon?

W 2012 roku, Burnley zalegało w drugiej lidze angielskiej po krótkim epizodzie w Premier League. W 2010 roku spadli zajmując 18 miejsce mając pięć punktów straty do utrzymania się. Wtedy też zmieniono trenera, ale nie było to zwolnienie. Wówczas Owen Coyle zdecydował się na przejście do Boltonu, który był zespołem o trochę lepszej reputacji. Po odejściu ojca sukcesu jakim był awans drużyna nie była w stanie przełamać kryzysu i ostatecznie straciła najwięcej bramek ze wszystkich w tamtym sezonie i spadła. Sean Dyche potrzebował jednego pełnego sezonu, aby wprowadzić Burnley na powrót do Premier League i utrzymał ją na tym poziomie do dnia dzisiejszego.

Obecnie sytuacja w tabeli jest podobna do tej z 2010 roku. Drużyna znajduję się w strefie spadkowej, ale wciąż w zasięgu ma Everton, choć co raz mniej meczów do końca rozgrywek. Władze klubu zdecydowały, że nie dadzą ostatniej szansy byłemu trenerowi Watford. Wydawałoby się, że tak zasłużonemu szkoleniowcowi wypada dać dograć sezon do końca nawet jeśli skończyłoby się to spadkiem. Sytuacja w której nowy trener musi ogarnąć rozbitą drużynę nie zapowiada się zbytnio dobrze. W poprzednim sezonie Sheffield United również pożegnało swojego długoletniego trenera, który zaliczał w poprzednich latach świetne momenty. Wymiana szkoleniowca nic nie dała i tak popularne Szable spadły z hukiem, choć dalej są w grze o awans przez play-offy. Najpewniej dopiero pod koniec sezonu będzie wiadomo, czy roszada w długoterminowym procesie się opłacała.

Moda na wyrzucanie trenerów na wiosnę w kryzysowej sytuacji nie jest nowa. Watford jest specjalistą w tym zakresie i to bez względu na sezon, który jest analizowany. W tym roku dokonali kilku roszad, dwa lata wcześniej zatrudnili Nigela Pearsona i tak go zwolnili przed końcem sezonu, choć Szerszenie nie odstawały tak radykalnie od reszty stawki. W ostatnich sezonach trudno znaleźć jakikolwiek przykład, gdzie późno wiosenna zmiana przyniosła efekt. W paru sytuacjach zespoły nieznacznie poprawiły swoją sytuacje, ale i tak spadły, albo były na granicy utrzymania i utrzymali pozycje. Trudno więc uznać, że Burnley wciąż liczy się z utrzymaniem.

Raczej następca będzie wybierany pod kątem przyszłego sezonu w Championship. Takich przypadków, gdzie nowy trener dostawał więcej czasu na budowę zespołu i z marszu przystępował do gry o awans jest znacznie więcej. Wspomniane Sheffield, ale można wspomnieć o Newcastle, czy Aston Villii. Pieniądze z Premier League i wszelkie dodatkowe fundusze dla „spadochroniarzy” przy odpowiednim zarządzaniu mogą zadziałać jak huśtawka i z podobną mocą wcisnąć klub na powrót na piłkarskie szczyty. Jednak zwalnianie trenerów, którzy trenują rok, czy dwa lata to jedno. Wyrzucanie na bruk trenera jak Sean Dyche to zupełnie inny kaliber. Wiadomo, że wszelka współpraca kiedyś musi się skończyć, ale należało jednak zachować trochę więcej respektu dla jego osiągnięć.

Fot. Wikipedia