Brazylijczyk po trzydziestce. Nieoczywiste kariery

Brazylijczyk po trzydziestce. Nieoczywiste kariery

Deklaracje Neymara o chęci zakończenia kariery, przeniesieniu się do MLS, czy ostatnie rzekome problemy natury pozasportowej przywołują wspomnienia z poprzednich pokoleń utalentowanych Brazylijczyków. Piłkarzy błyszczących na największych arenach piłkarskich świata, którzy w pewnym momencie niczym Piotr Świerczewski zdecydowali się przebrać za piłkarza i dokończyć swoją przygodę z futbolem niekoniecznie na najwyższym poziomie.

Takie podejście do sprawy nie jest do końca rzetelne. Fakt, że Ronaldinho, czy Ronaldo osiągając wiek 30 lat nie byli już na samym futbolowym szczycie, a raczej odcinali kupony od swojej kariery jednocześnie borykając się z innymi problemami. Jednak nie kończyli oni karier, a grali dalej często kilka sezonów. Do tej grupy często dorzuca się Kakę oraz Alexandra Pato również szybko tracących swoje możliwości, ale tutaj główną przyczyną były kontuzje hamujące ich rozwój, albo utrudniający pokazanie wszystkich talentów. Zresztą występy Kaki w Realu Madryt nie były takie dramatyczne, ale na tle Benzemy, czy Ronaldo nie było to na „galaktycznym” poziomie, jaki od niego oczekiwano. Z perspektywy czasu te kilkanaście bramek i tyle samo asyst nie wygląda tak źle jeśli porówna się jego grę do osiągnięć Edena Hazarda, czy ostatnich lat Garetha Bale’a.

Z perspektywy europejskiego kibica powrót do Brazylii to zarówno dwa kroki do tyłu, ale też znikniecie z radaru zainteresowania. Rozgrywki w Ameryce Południowej cieszą się olbrzymim zainteresowaniem, ale tylko na zachodniej półkuli, bo poza samym kontynentem trzeba doliczyć kibiców hiszpańskojęzycznych w Ameryce Południowej, którzy z zainteresowaniem śledzą tamtejsze rozgrywki. Przeciętny kibic może co najwyżej przypomnieć sobie o takim zawodniku, tylko w trakcie rozgrywania Klubowych Mistrzostw Świata, czy dawnego Pucharu Interkontynentalnego, gdy na przeciwko zdobywcy Superpucharu Europy zazwyczaj staje południowoamerykański odpowiednik. Dobrym przykładem będzie finał tego turnieju z 2019 roku, gdzie w barwach Flamengo wystąpili Diego, Rafinha, Filipe Luis, czy Diego Alves. Wszyscy panowie spędzili swoje trzydzieste urodziny w Europie, ale były to ich ostatnie sezony. Szczególnie ten pierwszy kojarzy się z odległymi czasami i silnym Werderem sprzed kilkunastu lat, a dalej występuje we Flamengo.

Dla Brazylijczyków gra w swoim kraju nie jest powodem do wstydu. Możliwość gry w dobrych zespołach i zarabianie solidnych pieniędzy jest o wiele lepszym rozwiązaniem niż stopniowe spadanie w dół. Zresztą wielu piłkarzy z Kraju Kawy mimo wielu sezonów doświadczenia potrafili jeszcze utrzymywać się na wysokim poziomie. Roberto Carlos, Cafu, czy Romario będąc grubo po 30 byli gwiazdami reprezentacji, a jeszcze pod koniec kariery rozważano ich jako ewentualnych kadrowiczów. Z perspektywy europejskiej natomiast, gwiazdy pozostające w najlepszych ligach dalej były obecne, choć może nie będąc już najważniejszymi zawodnikami w rozgrywkach.

Problem „szybkiego” kończenia kariery w zasadzie dotyczy wszystkich zawodników spoza Europy (może poza Afrykańczykami, ale ich sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana). W momencie, gdy tracą już swoje walory fizyczne i nie mogą rywalizować na najwyższym poziomie, pokusa powrotu na stare śmiecie jest całkiem spora. W przypadku Argentyńczyków, Brazylijczyków, Amerykanów, czy Meksykanów powrót do domu to nie tylko utrzymanie gwiazdorskiego statusu, ale też gra na całkiem przyzwoitym poziomie. Przed tym dylematem pewnie zostanie postawiony Neymar, ale także wielu innych piłkary spoza Europy.

Fot. Wikipedia