[EURO 2020] Dzień Czechosłowacji

[EURO 2020] Dzień Czechosłowacji

Czechosłowacja była zawsze określana jako drużyna turniejowa, potrafiąca sięgać po zwycięstwo na Mistrzostwach Europy i zdobywać medale na Mistrzostwach Świata. Po rozpadzie kraju łatka przylgnęła do Czechów, którzy na przełomie XX i XXI wieku udowadniali, że słusznie. Słowacy również mogą być dumni ze swojej reprezentacji na międzynarodowych turniejach, na których potrafią napsuć krwi kolejnym faworytom. Kiedyś święto Czechosłowacji obchodzono 28 października, ale w tym roku rozpoczęło się ono wcześniej.

Na EURO Czesi wychodzą z grupy co drugi turniej i meldują się co najmniej w ćwierćfinale EURO. Zarówno było to za czasów, gdy drużyną dyrygowali Podborski i Nedved jak i wtedy gdy w kadrze znaleźć można było Plasila oraz Hubschmana. Po dzisiejszej dominacji nad Szkotami i fantastycznej formie Schicka nasi południowi sąsiedzi mają szansę nawiązać do tej tradycji, a były napastnik AS Romy może wejść w buty Milana Barosa i powalczyć o koronę króla strzelców. Szkocja powróciła na europejski czempionat po ponad dwudziestu latach i wydaje się, że będzie jedną z pierwszych, która się z tym turniejem pożegna. Piłkarze z północy Wysp Brytyjskich nie byli w stanie zaskoczyć rywala tak jak Walijczycy.

Czasy polskiej bryndzy odmierza się meczami ze Słowakami. Koniec kadencji Apostela i nadziei na to, że pokolenie lat dziewięćdziesiątych może gdzieś awansować, zakończyła katastrofa ze Słowakami i porażka 1:4. Piętnaście lat później była gwoździem do trumny reprezentacji Leo Beenhakera, którego zwolniono wcześniej, a Stefan Majewski dogrywał eliminacje do końca. Mecz na śniegu nie był aż tak dramatyczny jak dzisiejsze spotkanie. Tama drużyna była w rozsypce, a trener Majewski decydował po omacku z doborem składu. W meczu w Sankt Petersburgu występowała kadra z piłkarzami z najlepszych lig Europy pod wodzą trenera mającego pół roku na przygotowanie się do turnieju. indywidualna akcja Roberta Maka, który ma patent na Polaków oraz brak koncentracji przy stałym fragmencie podsumowało poziom gry naszej reprezentacji. W meczu w Chorzowie gol samobójczy strzelił Seweryn Gancarczyk, czyli piłkarz, którego szczytem była gra na Ukrainie, a gola puścił Jerzy Dudek powołany bardziej ze względu na cechy charakteru niż formę sportową. Dzisiaj ośmieszeni zostali zawodnicy, grający w podstawowych składach drużyn z Serie A. Słowacy na każdym turnieju wychodzili z grupy na Mistrzostwach Świata, eliminując Włochów, czy pięć lat temu na EURO awansując kosztem Rosji. Do wymienionych skalpów dołączyli Polskę.

Alvaro Morata jak zwykle nie zawodził jeśli chodzi o brak skuteczności. Podopieczni Luisa Enrique zdominowali zawodników ze Szwecji jednak nie przekuli tego na sytuacje bramkowe. Swoje szanse miał również Alexander Isak, ale ostatecznie wynik zakończył się remisem. Największa różnica między obecnymi Hiszpanami a tymi wygrywającymi wszystko w latach 2008-2012 to brak lidera. W tej drużynie jest wiele uznanych zawodników, którym bliżej jest do Piotra Zielińskiego niż Xaviego, czy Iniesty. Takie turnieje oczywiście mogą wyklarować przyszłe twarze reprezentacji, ale na efektów należy oczekiwać za kilka lat.

Paradoksem jest to, że Czechy i Słowacja potrafiły w ostatnich latach wyciągać więcej na międzynarodowych turniejach niż Polacy mimo podobnego potencjału sportowego. Kiedyś dominacje Czechów można było tłumaczyć złotym pokoleniem przełomu XX i XXI wieku, ale minęły tamte czasy, a Czesi wciąż potrafią zagrać o coś na turnieju. Słowacy nigdy nie dorównali swoim byłym krajanom jeśli chodzi o liczbę medali, ale potrafili wywieźć korzystny wynik z Anglikami oraz Włochami. Trudno powiedzieć czemu tak jest, ale Polacy powinni zacząć uczyć się od Słowaków, a dopiero później planować następne kroki w celu zbudowania dobrej kadry na turniej.

Fot. Zajano by Wikipedia