Argentyna 2004, Francja 2021 – porażki USA

Argentyna 2004, Francja 2021 – porażki USA

Stany Zjednoczone poniosły pierwszą porażkę w koszykówce na igrzyskach olimpijskich od turnieju w Atenach 2004 roku. Wtedy przegrali z Argentyńczykami w półfinale i została im gra o brązowy medal. Nie była to jedyna porażka na igrzyskach, bo wcześniej przegrali jeszcze dwa spotkania w fazie grupowej. Tegoroczny skład pod wodzą Grega Popovicha wysyłał sygnały wcześniej, że nie jest wszystko dobrze. Porażka z Nigerią nie była dobrym prognostykiem. Ostatecznie na inaugurację turnieju przegrali z Francuzami. Obie historię mają swoje podobieństwa i różnice.

Obie ekipy prowadzone były przez doświadczonych uznanych trenerów. Greg Popovich ma w swoim dorobku pięć mistrzostw NBA i stworzenie jednej z najmocniejszych ekip w historii koszykówki. Larry Brown jechał na igrzyska jako świeżo upieczony mistrz NBA po zdobyciu tytułu z Detroit Pistons. O ile obecny szkoleniowiec ma o wiele więcej trofeów jednak ostatnie zdobył siedem lat temu. Brown może nie był aż tak skutecznym trenerem, ale jechał na turniej po osiągnięciu największego sukcesu w życiu. Zdecydowanie gorzej jednak prezentował się skład z Aten niż obecny. Fakt, że znaleźć można Tima Duncana oraz Allena Iversona, czy młodego Dwayne Wade’a, ale brakowało mistrzów NBA z Pistons, czy też finalistów w Lakers. Zabrakło nawet finalistów konferencji, a paru zawodników doszło tylko do drugiej rundy.

Tegoroczni olimpijczycy to również gwiazdy pokroju Duranta oraz Lillarda, ale również znajdziemy dwójkę mistrzów z Bucks (Holiday, Middleton) oraz jednego finalistę z Phoenix (Booker). Ekipa bardziej doświadczona z większymi sukcesami w bieżącym sezonie. Duncan jest niewątpliwie w topie najlepszych zawodników na pozycji centra w historii, co raczej nie grozi Adebayo oraz McGee, ale reszta pozycji zdecydowanie lepsza w 2021 roku. Poza doborem składu różnice były między rywalami.

Argentyna z 2004 roku nie była anonimową drużyną bo rok wcześniej zdobyli srebro na mistrzostwach świata, a liderem zespołu był Manu Ginobili grający kolejny sezon w mistrzowskim San Antonio Spurs. Reszta zawodników grała poza NBA, ale ostatecznie spora ich liczba zameldowała się w niedalekiej przyszłości w rozgrywkach amerykańskich. Z tamtej ekipy wciąż w reprezentacji gra Luis Scola, który grał wtedy w Hiszpanii, a teraz jako 40-latek zakotwiczył we Włoszech, zaliczając kilka przyzwoitych sezonów w NBA. Zwycięstwo ekipy z Ameryki Południowej było początkiem nowego trendu i zdobywania większego zaufania do zawodników spoza USA.

Koszykarze spoza USA musieli przejść długą drogę, aby zdobyć uznanie nie tylko trenerów, decydentów kształtujących drużyny i ich strategie, ale również opinii publicznej. Dyskusję o wyższości poszczególnych graczy zza oceanu nad rywalami na poszczególnych pozycjach były przyjmowane z przymrużeniem oka, a „tutejszy” gracz miał dodatkowe punkty za bycie tubylcem ze swojej ligi niż przybysz. Nie-amerykanie zostawali najlepszymi graczami sezonu, stawali się jedynkami w kolejnych draftach, czy łamali drużynowe i ligowe rekordy, a wciąż zestawiano ich z Amerykanami z gorszymi statystykami.

Rezultatem tej przemiany jest dzisiejsza reprezentacja Francji. To nie jest ekipa, w której znajdują się zawodnicy niezweryfikowani przez NBA. Nie znajdziemy wśród nich absolutnych gwiazd ligi, ale Rudy Gobert niewątpliwe jest w czołówce centrów ligi zdobywając kilka razy tytuł najlepszego defensora. Reszta koszykarzy grających w Ameryce to przyzwoici zawodnicy nieschodzący poniżej pewnego poziomu jak Fournier. Również kilku z nich jak de Colo, czy Yabusele mieli swoje epizody w ekipach ze Stanów Zjednoczonych. Dlatego argumenty jakoby Amerykanie grali gorzej, bo nie byli przystosowani do gry według zasad FIBA są dziwaczne, bo pierwsza piątka Francuzów również gra kilkadziesiąt meczów w sezonie według zasad NBA, a nie światowych.

Możliwe, że rozliczanie ekipy Popovicha po pierwszej porażce jest przed wczesne. Dalej mają szansę na złoty medal, ale trzy porażki w tym roku ekipy nie są czymś normalnym. Tamta ekipa z Aten, której przewodził mający średni stosunek do treningów Iverson, raczej mało charyzmatyczny Duncan oraz młodzież taka jak LeBron oraz D-Wade nie stanowiła idealnej mieszanki. Tegoroczny nabór do reprezentacji miał być zbudowany jak drużyna, dobierając zawodników uzupełniających się swoimi zaletami. Ostatecznie dobór zawodników był taki, że Francuzi potrafili zarówno demolować Amerykanów pod koszem oraz punktować ich za trzy. Za to zawodnicy z ojczyzny koszykówki potrafili ładnie rozgrywać piłkę na obwodzie tworząc sytuacje, których nie chcieli wykorzystywać. Brakowało w tej drużynie kogoś, kto wziął by na siebie odpowiedzialność. Trudno oczekiwać, że taki Durant miałby pociągnąć drużynę, skoro szybko zebrał trzy faule na swoje konto i przesiedział sporą część pierwszej połowy.

Najpewniej USA wyjdzie z grupy, najprawdopodobniej zakręci się koło strefy medalowej, ale dla takiej ekipy żaden inny wynik niż zwycięstwo nie będzie satysfakcjonujący. Porażka z 2004 roku była przyczyną powołania do życia „drużyny odkupienia” mającej w swoim składzie absolutny top z NBA. Zaletą potencjalnej tegorocznej porażki będzie to, że w Paryżu również pojawi się taki zespół.

Fot. Wikipedia