Wyścig ślepego z kulawym, czyli walka o mistrzostwo

Wyścig ślepego z kulawym, czyli walka o mistrzostwo

Runda wiosenna to moment, gdy dochodzi do weryfikacji ambicji czołowych zespołów. Najlepsze drużyny przygotowują się na rywali, a nowe wzmocnienia decydują o wygranych, albo są wstydliwym momentem w karierach. Obecnie trzy zespoły w Ekstraklasie walczą o mistrzostwo, choć wydawało się, że będzie to wyścig za liderem.

W polskiej Ekstraklasie rzadko się zdarzały momenty, gdzie czołówka była tak spłaszczona. Rok temu liderem była Legia, do której trzy punkty traciła Pogoń Szczecin, a w tle ścigał ich Raków Częstochowa mający sześć punktów straty do drugiego miejsca. Przewaga Portowców wynikała wówczas z wygranej w pierwszym meczu rundy rewanżowej z częstochowianami, ale w trakcie sezonu nie byli wstanie utrzymać tempa narzuconego przez Papszuna i spółkę i ostatecznie to Rakowianie przeskoczyli na drugie miejsce. Dwa lata wcześniej już takich wyrównanych momentów nie było. Liderem była Legia, a osiem punktów mniej miał Piast Gliwice. Ponownie ówczesny wicelider nie wytrzymał pościgu i odpadł z rywalizacji na rzecz Lecha, który wówczas zaliczył dobrą serię na wiosnę i w rundzie finałowej mógł spokojnie utwierdzić się tuż za warszawiakami.

W zasadzie wyścig o mistrzostwo było teoretycznie rywalizacją między dwoma zespołami i rzadko była to najbardziej wyczekiwana para Legia – Lech. Poznaniacy jednak nie mieli możliwości rzucać wyzwania reszcie stawki, a przegrywając wiele meczów ze znacznie słabszymi rywalami mogli conajwyżej liczyć się n przeciśniecie się na podium. W 2019 roku sytuacja zdecydowanie się zmieniła. W marcu liderem była Lechia Gdańsk mająca dwa punkty przewagi nad Legią Warszawa, trzeci był wówczas Piast tracący siedem punktów do ekipy Stokowca. Nikt się nie spodziewał, że to właśnie Waldemar Fornalik z tej trójki będzie świętował mistrzostwo. Wygranie w dramatycznych okolicznościach ligi było jednym z najciekawszych momentów w historii polskiej piłki, ale świetna forma Piastunek przeszłaby bez echa, gdyby Lechia utrzymała formę z rundy jesiennej, podobnie jak Legia Warszawa.

Sezon wcześniej było podobnie. Wówczas liderem była Jagiellonia, która utrzymała lidera do końca rundy zasadniczej, ale przegrała w „pucharze lata” i to Legia została liderem. Obecnie wydaje się, że mistrzostwo rozstrzygnie się między obecną trójką. Historia pokazuje, że nie wszystko jest jeszcze przesądzone. W poprzednich sezonach była jeszcze runda finałowa, a jeszcze wcześniej dzielono punkty na dwa więc przewaga była tylko iluzoryczna i bardziej liczyło się miejsce, które warunkowało końcową pozycje. Obecnie jednak parę kolejek kryzysu i Lechia, albo Radomiak mogą poczuć krew i zacząć wierzyć w szansę na wskoczenia chociażby na podium.

Rywalizacja między czołową trójką wydaje się dziwna. Pogoń potrafiła dogonić Lecha, przegrać dotkliwie w bezpośrednim starciu, ale i tak nadrobić tę porażkę raz jeszcze i umocnić się na pozycji lidera. Kolejorz trzyma Portowców, na krótki dystans, ale musi teraz liczyć na potknięcie rywali, bo mecz bezpośredni mimo że wygrany mają za sobą. Raków ma mecz zaległy, ale grają ze Stalą Mielec, która lubi napsuć krwi faworytom i nie jest takie pewne, że wskoczą na pierwsze miejsce. Rywalizacja więc nabiera rumieńców, ale nie wynika to ze spektakularnej gry, czy przełomowych zwycięstw, ale raczej z ociężałości i presji. Lech nie potrafi wygrał w meczach, gdzie jest absolutnym faworytem, Pogoń potrafi wygrywać mecze na styku, ale w kluczowym spotkaniu sezonu traci koncentracje, a Raków konsekwentne punktuje. Wydaje się, że wszystko będzie co raz bardziej jasne, ale Ekstraklasa to takie specyficzne zawody, że będzie wszystko się zagęszczać.

Fot. Wikipedia