To nie był dzień bramkarzy. Polskie ekipy w europejskich pucharach

To nie był dzień bramkarzy. Polskie ekipy w europejskich pucharach

Czterech reprezentantów polskiej Ekstraklasy zmierzyło się ze swoimi rywalami w ramach Ligi Konferencji. Ostatecznie wyniki wszystkich spotkań można uznać za zadowalające, a wręcz pozostawiające pewien niedosyt. Pozostaje liczyć na utrzymanie formy w rewanżach.

Lech Poznań na otarcie łez dostał szansę gry w Lidze Konferencji i trafił na Dinamo Batumi. Gruzini w dramatycznych okolicznościach odpadli z Slavią Bratysława tracąc w ostatnich minutach dogrywki bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego. Wydawało się, że będą mocnymi rywalami dla Lecha, który rozbity po Karabachu i kiepskim występie ze Stalą Mielec mógłby mieć problemy z wejściem na wyższy poziom. Ostatecznie jednak do tego nie doszło, a Lech odrobił lekcję z meczu Słowaków w kontekście bramkarza rywali. Jego złe decyzje na początku spotkania ustawiły rywalizacje. Najpierw strzelił Skóraś w 10 minucie, a jego wyczyn z dystansu poprawił 15 minut później Amaral. Polak w meczu powinien zaliczyć hattricka, bo rozochocony uderzył sprzed szesnastki, ale piłka wylądowała na słupku. Jednak na swoją drugą bramkę czekał do 33 minut, gdzie po indywidualnej akcji wpakował piłkę obok bezradnego bramkarza.

Gruzini zagrali bardzo słabe spotkanie w pierwszej części, a dopiero w drugiej połowie tworzyli sobie sytuacje bramkowe, ale brakowało skuteczności, albo sędzia dopatrywał się spalonego. Lech też już tak gwałtownie nie naciskał, ale wysoko ustawionym Gruzinom mógł zagrażać z kontrataków. W drugiej połowie strzelili Poznaniacy dwie bramki w tym jedną w doliczonym czasie gry i pogrom stał się faktem. Zwycięstwo 5:0 to solidna zaliczka przed rewanżem i na spokojnie trener może rotować siłami i spokojnie dograć rywalizację z myślą o Ekstraklasie i dalszych rundach.

Pogoń Szczecin – Brondby to mecz o dwóch różnych odsłonach. W pierwszej połowie dominowali Duńczycy, a Portowcy bezradnie próbowali powstrzymywać ataki i odgryzać się w kontrakcjach, ale bez skutecznie. Bramkę wcisnął Riveros w 28 minucie, ale goli dla gości mogło paść znacznie więcej. Wydawało się, że mecz będzie bez większej historii i Duńczycy jako faworyci dowiozą zwycięstwo do końca. Jednak w drugiej połowie sytuacja się odwróciła. Pogoń wyszła bardziej ofensywnie, a Brondby było bezradne i role się odwróciły, choć kontry były bardziej kąśliwe. W jednym przypadku Stipicia podjął złą decyzję o wyjściu z bramki i minął się z piłką, ale za mocno wyrzucony piłkarz rywali nie mógł nic z nią zrobić. Akcje Pogoni nabierały intensywności oraz efektywności i brakowało ostatniego dokładnego podania. W 85 minucie w końcu rywale pękli, a świetne podanie Grosickiego wykorzystał Zahovic pewnie wbiegający w pole karne i oszukujący rywali. Wydawało się, że jeszcze Portowcy wcisną kolejną bramkę, ale remis wydaje się uczciwym rezultatem. Polacy będą mieli trudniej bo rewanż grają w Danii.

Remisowo również było w meczu Rapid Wiedeń – Lechia Gdańsk, choć nie było tak wielu okazji z obu stron jak we wcześniejszych spotkaniach. Wiedeńczycy grali bardzo ostro i nie oszczędzali swoich rywali, którzy leżeli na murawie i istniały obawy o przedwczesne kontuzje. Obie strony miały swoje szanse na strzelenie bramki, ale na posterunku był Kuciak, albo brakowało skuteczności. Chociaż Słowak w jednej sytuacji w drugiej połowie mógł zachować się lepiej, ale na szczęście jego błędu nie wykorzystali piłkarze Rapidu. Remis wydaje się dobrym rezultatem, szczególnie że mecz rewanżowy będzie grany w Gdańsku, choć piłkarze Kaczmarka muszą być bardziej odważni w ofensywie, gdyż czasem desperacka obrona w polu karnym pachniała golem, a w tej rywalizacji pojedyncza akcja może rozstrzygnąć kwestie awansu.

W meczu Rakowa z Astaną było wiele znaków zapytania. Kazachowie mieli problemy z przyjazdem do Częstochowy więc nie było wiadomo jaką formę zaprezentują w rywalizacji z Polakami. Najbardziej chyba dotknięty tymi problemami był bramkarz Astany, który wpuścił w pierwszych minutach meczu głupiego gola po uderzeniu Lopeza. Ekipa Papszuna była znacznie lepsza od rywali i nawet czerwona kartka Sorescu w 21 minucie nie zmieniła zbytnio obrazu spotkania. Dodatkowo to Raków podwyższył wynik na 2:0, kiedy Wdowiak wykorzystał świetnie podanie Ledermana. W drugiej połowie gospodarze dokonali paru defensywnych zmian, bo nie było już sensu na forsowanie tempa. Astana nie miała jednak żadnych walorów, które mogły się przekuć na zwycięstwo. Zresztą stan obu drużyn uległ wyrównaniu bo w 62 minucie czerwoną kartkę dostał zawodnik Astany. Trzy minuty później było 3:0, a koronkową akcje wykorzystał Gutkovskis. Od tego momentu Raków mógł narzucić swoje warunki i zamknąć spotkanie. Udało im się strzelić jeszcze czwartą bramkę (drugim golem popisał się Ivi Lopez), a mecz zamknęli podobnie jak Lech zdobywając piątego gola z rzutu karnego w doliczonym czasie gry.

Jeśli nie będzie problemów z dotarciem do Astany to kwestia awansu jest też rozstrzygnięta. Mało kto się spodziewał, że żadna z polskich ekip nie przegra spotkania, a dodatkowo zaprezentują się w takim dobrym stylu. Wszystkie są wciąż w rywalizacji o kolejne rundy, ale niewątpliwie tylko Lech i Raków mogą być pewne awansu. Ekipy z Pomorza będą musiały sobie awans wyrwać z trudnym rywalem, który okazał się nie taki straszny.

Fot. Wikipedia