Szybkie rozstrzygnięcia w Lidze Mistrzów

Szybkie rozstrzygnięcia w Lidze Mistrzów

Dzisiejsze spotkania miały zdecydowanych faworytów, ale też nie oznaczało to prostej przeprawy. Chelsea i Juventus chętnie znalazłyby się po raz kolejny w finałach rozgrywek, ale musiały podjąć rywalizacje z niewygodnymi rywalami. Mimo wszystko szybko strzelone bramki nie ustawiły końcowego rezultatu.

Chelsea musiała pokonać wciąż urzędującego mistrza z Lille, który dosyć niespodziewanie awansował z grupy. We francuskiej ekipie mieszanka młodości z doświadczeniem dała im triumf w rozgrywkach, ale zmiana trenera wpłynęła na ekipę znacząco. W zasadzie gdyby wyjąć pierwsze pięć minut spotkania trudno było wskazać lepszą drużynę, gdyż oba zespoły kreowały sporo sytuacji. Niestety jednak dla Lille w tych pierwszych minutach padła bramka. Niepilnowany w polu karnym Havertz wbiegł jak rasowy napastnik i uderzył głową, a piłka po koźle minęła bramkarza Lille. Od tego momentu oba zespoły wymieniały ciosy, ale żaden z nich nie był wystarczająco groźny. W drugiej połowie Tuchel zdecydował się na zwolnienie tempa i stopniowo wpuszczał zawodników mających większe predyspozycje do gry w destrukcji niż ich zmiennicy. Nie oznaczało to, że Chelsea zdecydowała się bronić, a raczej skupić się na zabójczych kontratakach. Taktyka opłaciła się już w 63 minucie, kiedy do przodu popędził Kante i sprytnym podaniem wypuścił Pulisicia, który pewnie umieścił piłkę w siatce.

Chelsea wygrała pewnie z Lille, a Tuchel udowodnił, że bez nominalnego napastnika jego zespół jest w stanie siać zagrożenie zarówno dzięki szybkim skrzydłowym, ale też ze stałych fragmentów gry. W przypadku Lille ich gra była poprawna, ale raczej jest to koniec ciekawej historii zespołu, który wygrał ligę francuską na przekór wszystkim, a w europejskich pucharach pokazał się z dobrej strony.

Drugi mecz potoczył się idealnie dla Juventusu. Villarreal dosyć beztrosko rozgrywał atak i przy efektownym, ale bezmyślnym przepuszczeniu piłki oddał ją pod nogi Włochów. Danilo zauważył wychodzącego Vlahovicia i posłał do niego piłkę. Serb mając dwóch obrońców rywala na plecach i tak jakimś cudem zmieścił piłkę między przeciwnikami, a piłka odbijając się od słupka dała w pierwszej minucie prowadzenie Bianconerim. Wydawało się, że ekipa Allegriego lubującego się w zabijaniu spotkań dowiezie skromne zwycięstwo i tak wyglądało to przez pierwszą połowę. Żółta łódź podwodna miała przewagę w posiadaniu piłki, ale nie byli w stanie tego przekuć na remis. Dopiero druga połowa przyniosła odmianę wyniku. W 66 minucie głęboko cofnięty Juventus popełnił błąd w obronie zostawiając dużo miejsca Parejo, który wbiegł i mógł sam na sam pokonać Szczęsnego.

Ostatecznie wynik meczu się nie zmienił, ale też trudno było oczekiwać czegoś więcej. Juventus zabił minimalizm, choć trudno też oczekiwać od trenera Włochów, aby z takim składem mógł zdominować rywala na poziomie Villarreal. Najgorzej jednak, że w kluczowym momencie zawiodła obrona. Gdyby nie ten pojedynczy błąd może udałoby się dojechać do końca z jednym golem przewagi. Należy docenić cierpliwość Hiszpanów, którzy prowadzili grę i szukali swojej pojedynczej szansy i im się udało. Rewanż będzie ciężki, ale bez premii za gole na wyjeździe wszystko pozostaje w nogach.

Fot. Wikipedia