Raków i Lech z szansami na awans

Raków i Lech z szansami na awans

Obaj reprezentanci polskiej Ekstraklasy mogą być zadowoleni z dzisiejszych rywalizacji. Raków wykorzystał słabość Slavii Pragii, a Lech nie pozwolił na powtórkę z historii i zdecydowanie wygrał z FC Dudelange. Najważniejsze jednak jest utrzymanie korzystnego wyniku w rewanżach, o co tak łatwo może nie być.

Raków mógł powtórzyć wyczyn Legii Warszawa i pokonać Slavię Praga. Czesi mieli swoje problemy kadrowe, ale mało kto spodziewał się tak złej gry rywali Polaków. Pierwsze kilkanaście minut to głównie badanie się rywali. Mało akcji po obu stronach, oraz mało intensywne próby odbioru piłki. Slavia miała swoje skromne sytuacje, ale trudno było mówić o szansach bramkowych. W 29 minucie to jednak Raków wyszedł na prowadzenie. Ivi Lopez uderzył z dystansu po ładnym uderzeniu, co było nie takim zaskoczeniem, bo polskie ekipy przyzwyczaiły do uderzeń sprzed szesnastego metra w tej edycji pucharowej. Wynik nie zmienił się do przerwy i wydawało się, że Raków ma wszystko pod kontrolą

W drugiej połowie ofensywnie zaczęli Prażanie, a Raków chętniej zaczął grać z kontry licząc na jakieś błędy rywali. W 60 minucie Slavia strzeliła przypadkową bramkę, bo Holes próbując dośrodkować, przelobował Trelowskiego, a piłka wpadła mu za kołnierz. Zdecydowanie Slavia nie zasługiwała na remis i zmieniło się to po minucie, kiedy nieporozumienie między obrońcami wykorzystał Tudor, który wyszedł sam na sam i strzelił gola dającego prowadzenie. W tym momencie goście nie byli w stanie zagrozić poważnie swoim przeciwnikom, a to Raków raz za razem spychał ich w pole karne. Momentami piłkarze gospodarzy nie ruszali się, bo raz za razem bity był dla Rakowa rzuty rożny. Zabrakło trochę dokładności, bo Raków powinien strzelić jeszcze jedną bramkę. Wynik jest satysfakcjonujący, ale trudno oczekiwać słabej gry Slavii w rewanżu, u siebie. Częstochowianie udowodnili, że potrafią grać mecze w pucharach i raczej można być optymistą przed kolejnym spotkaniem.

Paradoksalnie więcej obaw budził kolejny mecz. Lech Poznań mierzył się z luksemburskim FC Dudelange, co na pierwszy rzut oka nie wygląda na poważne wyzwanie. Jednak goście to ekipa mająca na swoim koncie wygraną z Legią, a Poznaniacy zupełnie nie trafili z formą na początek sezonu więc można było się obawiać powtórki z rozrywki. Jednak mecz zaczął się pozytywnie po w 6 minucie mocnym uderzeniem z dystansu popisał się Velde i polska ekipa wyszła na prowadzenie. Lech oddawał zbyt dużo pola rywalom. Luksemburczycy atakowali, a Kolejorz koncentrował się nad kontrach, które i tak kończyły się niepowodzeniem. Zwłaszcza uderzenie Amarala, gdzie zamiast poczekać na reakcje obrońcy oddał strzał ponad bramkę. Dudelange nie miało klarownej sytuacji bramkowej, ale wciąż mecz nie wyglądał na nierozstrzygnięty.

Luksemburczycy jednak nie kreowali zbyt wielu sytuacji. W jednej akcji popełnili błąd, gdyż Sinani zamiast rozegrać akcje zdecydował się na nieprzygotowany strzał, co tylko spowodowało zmarnowanie całkiem obiecującej sytuacji. Takie sytuacje lubią się mścić. W 68 minucie ładne podanie Rebocho wykorzystał Ishak pokonując wolejem bramkarza. Sędzia nie dopatrzył się spalonego, choć wydaje się, że Szwed był minimalnie przed obrońcą FC Dudelange. Dwie bramki przewagi dawały większy komfort gospodarzom, ale rywale zdecydowali się strzelić chociaż bramkę kontaktową. Lechici powinni prowadzić znacznie wyżej, ale brakowało ponownie skuteczności. Czerwona kartka trochę popsuła humory pod koniec meczu, ale to będzie większy problem w meczu rewanżowym. Zwycięstwo spodziewane, ale kibice odetchnęli z ulgą bo Luksemburczycy byli zespołem, mogącym zrobić brzydką niespodziankę. Rewanż raczej będzie formalnością, ale ponownie wdarł się niepokój, o losy Lecha.

Fot. Wikipedia