Radomiak rozpoczyna walkę o utrzymanie od porażki. Wymiany trenerów

Radomiak rozpoczyna walkę o utrzymanie od porażki. Wymiany trenerów

Dzisiejsza wysoka porażka Radomiaka z Zagłębiem Lubin to kolejny kamyczek do ogródka włodarzy klubu. Zwolnienie Dariusza Banasika było jednym z najbardziej kontrowersyjnych w historii. Jednak prezesi ekipy z Mazowsza nie byli pierwsi jeśli chodzi o zwalnianie zasłużonych trenerów.

Przypadek Dariusza Banasika jest o tyle istotny, że nie doszło do końca kontraktu trenera, a jego ekipa miała jeszcze kilka meczów na osiągniecie jak najlepszego wyniku. Odejście szkoleniowca wpłynęło na zespół bardzo negatywnie, bo Zagłębie potrafiło wpakować sześć bramek, co było wielkim zaskoczeniem, nawet jeśli piłkarze Radomiaka nie są już aż tak gotowi umierać za klub po zmianie trenera. W wielu przypadkach niesprawiedliwych osiągnięć to raczej włodarze decydowali się na zwolnienie menedżera przy pierwszym potknięciu bez względu na poprzednie zasługi. Tak chociażby było w Anglii z Seanem Dychem, który owszem przez wiele lat trenował Burnley, ale znajdował się na dole tabeli więc impuls w takiej sytuacji jeszcze jest zrozumiały. Oczywiście zasługi szkoleniowca powinny być brane pod uwagę i Anglik powinien dostać jeszcze szansę na wyciągnięcie drużyny, ale włodarze klubu mają jakieś wytłumaczenie.

Kazimierz Moskal, czy Czesław Michniewicz odchodzili z Pogoni Szczecin, choć obaj trenerzy osiągali bardzo dobre wyniki. W przypadku pierwszego podobno kwestie pozasportowe miały być główną przyczyną, ale brak przedłużenia kontraktu z obecnym selekcjonerem reprezentacji Polski było przyjęte z lekkim zaskoczeniem. Michniewicz mógł bronić się najlepszym wynikiem Portowców w ostatnich latach, ale władze klubu oczekiwały znacznie innego styl gry od zespołu, więc pożegnano go. Co najistotniejsze pozwolono mu poprowadzić ekipę do końca kontraktu, choć jego los był i tak przesądzony. Po opuszczeniu ekipy przez Michniewicza, ekipa ze Szczecina potrzebowała troszkę czasu aby wrócić na oczekiwany poziom.

W swojej pierwszej kadencji prezesa Realu Florentino Perez chętnie zmieniał szkoleniowców, którzy osiągali wyniki, ale jednocześnie nie pasowali do jego wizji zespołu. Klub miał nie tylko wygrywać, ale robić to efektownie. Bernd Schuster, czy Fabio Capello nawet wygrywając mistrzostwo kraju nie zostali na dłużej na Santiago Bernabeu, choć w przypadku pierwszych Galacticos głównym celem była „La Decima”. Dziesiąty Puchar Ligi Mistrzów był nie jako klątwą klubu, który mimo wydanych milionów euro na transfery odpadał w kiepski sposób w 1/8 finału LM. Perez oczekiwał triumfów również na europejskich boiskach, czego wspomniani szkoleniowcy mu nie dali. Symbolem rotowania trenerami został Jesus Gil. Nieżyjący były właściciel Atletico Madryt praktycznie przy każdej sposobności zwalniał kolejnych menedżerów, ale też wracał do niektórych nazwisk.

Bayern Monachium wymienił trenera, który osiągnął z klubem wszystko, aby zatrudnić Pepa Guardiolę. Trener owszem zdominował rozgrywki niemieckie, ale w Europie za wiele nie poszalał. Zresztą Hiszpan od czasów odejścia od Barcelony nie jest w stanie osiągnąć czegokolwiek w Lidze Mistrzów. Podobnie zresztą było w Manchesterze City, kiedy z klubu odchodził Roberto Mancini, czy Mark Hughes. Właściciele jednak chcieli większego nazwiska pasującego do ambicji klubu. Walijczyka zastąpił wspomniany Włoch, ale po nim przyszedł Pellegrini, który miał w tamtym czasie interesującego szkoleniowca twórcy mocnej Malagi.

Prawdziwa przyczyna zwolnienia Banasika nie będzie znana, a wiele plotek się pojawia. Mariusz Lewandowski nie wpisuje się w żaden znany schemat. Nie jest uznanym trenerem, który podnosiłby reputacje klubu jak Guardiola, czy Skorża, nie jest taktycznym geniuszem, czy trenerem hołdującym ofensywnemu stylowi gry. Były reprezentant Polski wciąż jest bardziej znany jako solidny pomocnik niż trener. Lepsze jest wrogiem dobrego, ale najwidoczniej kolejny klub musi się o tym przekonać.

Fot. Wikipedia