Przeciętniacy na czele gigantów

Przeciętniacy na czele gigantów

Niedawne zwolnienie Ronalda Koemana z funkcji trenera Barcelony nikogo nie dziwi. Przynajmniej od roku było wiadomo, że wraz ze zmianą władzy w klubie jego dni są policzone, a tylko rewelacyjne wyniki oraz wysoka kwota za rozwiązanie kontraktu mogą zatrzymać Holendra dłużej. Niektórzy jeszcze przed podpisaniem umowy z katalońskim klubem wiedzieli, że ta historia nie potrwa za długo, gdyż były obrońca tego klubu jest dosyć przeciętnym trenerem. Niestety to nie pierwszy przypadek, gdy władze klubu stwierdziły, że dadzą szansę komuś ze szczebla niżej.

Ronald Koeman miał przewagę nad resztą stawki, głównie wynikająca z udanej kariery zawodniczej w Barcelonie więc trudno też znaleźć takich trenerów jak on. Większość legend podejmujących się roboty w klubie, gdzie wykuli swoją historię najczęściej nie mieli zbytnio rozbudowanej kariery trenerskiej, a czasami wręcz praca w gigancie była pierwszą poważną praca jako trener. Sztandarowym przykładem trenera tego typu jest David Moyes, który przez wiele lat budował swoją pozycję jako trener Evertonu. Wyniki jakie osiągał były przeciętne, ale wystarczające jak na możliwości klubu z Liverpoolu. Ostatecznie to jego Alex Ferguson wyznaczył jako następcę w Manchesterze United. W końcu legenda klubu nie przychodziła z topowej ligi tylko z Aberdeen oraz reprezentacji Szkocji więc historia kolejnego Szkota miała być podobna. Ferguson jednak obejmował klub, którzy trzeba było zbudować, a ostatnie mistrzostwo zdobył prawie dwadzieścia lat wcześniej. Sir Matt Busby był już zamierzchłą legendą pojawiająca się na stadionie, ale bez większej werwy w ingerowanie decyzje trenerów. W przypadku byłego szkoleniowca Evertonu z marszu zastępował największego trenera Premier League, który odszedł na emeryturę z mistrzostwem w ręku.

Historia za długo nie trwała i Moyes po roku musiał szukać nowej pracy. Zresztą obecny trener „Czerwonych Diabłów” też ma wiele wspólnego z Koemanem. Solskjaer legenda klubu, przeciętny szkoleniowiec miał zastąpić i dać impuls drużynie po Jose Mourinho. Ostatecznie wygląda na to, że Norweg szybko dołączy do Koemana jako trener do wzięcia. Choć w przypadku Premier League to Liverpool nie może narzekać na przeciętniaków. Brendan Rodgers przychodząc z Swansea nie miał dużego doświadczenia, a przez parę lat skutecznie wykonywał swoją pracę na stanowisku, ale dopiero przyjście Kloppa doprowadziło do zdobycia mistrzostwa i Ligi Mistrzów. Zresztą Rodgers zrobił zdecydowanie dwa kroki do tyłu odchodząc do Celticu, a wdzięczny powinien być za danie mu ponownie szansy w Leicester City.

Rywal Barcelony, czyli Real Madryt też czasem lubi zatrudnić niepewnego trenera. Lopetegui , czy Benitez nie byli może słabymi trenerami, a szczególnie ten drugi, choć w momencie zatrudnienia trudno było mówić o nich jako o topie. Benitez w zasadzie osiągnął jeden sukces w życiu, a to głównie dzięki determinacji Gerrarda i spółki w Stambule, aby później z roku na rok toczyć się w dół. Lopetegui został wyrwany z reprezentacji Hiszpanii po kontrowersji, ale też nie udowodnił na wielkim turnieju swojego talentu, a kariera jako trener młodzieżówek z epizodem w FC Porto raczej mogły więcej powiedzieć o jego umiejętnościach jako selekcjoner, ale jak przyszło do trenowania Realu to jednak rzeczywistość wyszła zupełnie inna. Trener niewątpliwie szyty na miarę dla takich klubów jak Sevilla.

Ligą, gdzie najchętniej daje się szansę trenerom przeciętniakom jest niewątpliwe Serie A. Trenerzy podobnie jak piłkarze chętnie rotują między topowymi zespołami nie bacząc na gwizdy i pretensje kibiców oskarżających ich o zdradę ideałów. Alberto Zaccheroni trenował Milan, Lazio, Inter i Juventus w żadnym z tych zespołów (poza pierwszym) nie usiedział dłużej niż jeden sezon. Na stanowisku trenera Japonii spędził cztery lata i zdobył jedno Mistrzostwo Azji. Oczywiście podobnie jak Barcelonę wielkie kluby z Włoch dopadły problemy finansowe więc czasem zatrudniani szkoleniowcy byli jednymi opcjami, które spinały się w budżecie. I tak Starą Damę prowadził Luigi Delneri, który poza jednym przyzwoitym sezonem w Sampdorii nie osiągnął zbyt więcej, ale to wystarczyło aby dostał szansę w Turynie. Po nim przyszedł Antonio Conte, który również nie błyszczał jeśli chodzi o osiągnięcia trenerskie, ale jednak był związany z klubem jako piłkarz. Z marszu udowodnił, że jest znacznie lepszym trenerem rozpoczynając okres dominacji klubu we Włoszech.

Po erze Mourinho w Interze mieli spore trudności ze znalezieniem odpowiedniego trenera, a nawet wracający Mancini nie był w stanie nawiązać do swoich najlepszych lat. Dopiero krótka kadencja Conte wydźwignęła klub, ale w między czasie pojawili się na ławce trenerzy jak De Boer, Gaperini, czy Mazzarii. Wszyscy mniej lub bardziej nie zrobili furory w tak wielkim klubie. Dwaj ostatni dalej trenują z powodzeniem w Serie A, a Gasperiniemu udało się zbudować bardzo dobrą ekipę w Bergamo, ale wciąż wiele wody musi upłynąć w Padzie, aby ktokolwiek czarno-niebieskie stroje kojarzył z Atalantą, a nie Interem. Milan głównie eksperymentował z byłymi piłkarzami odkąd Allegri odszedł od nich. Seedorf, Inzaghi, czy Gattuso wielkich sukcesów nie osiągnęli, a Pioli już dawno by został odpalony, ale ostatnie mecze udowadniają, że jednak jest wstanie coś zbudować.

Poza jednym wypadkiem przy pracy, czyli zatrudnieniem Niko Kovaca jak zwykle wzorem może być Bayern Monachium, który wybiera jednak trenerów z odpowiedniej półki. Szkoleniowcy z sukcesami międzynarodowymi, albo krajowi mający całkiem przyzwoity dorobek pracy w reprezentacji, czy w klubach bezpośrednio rywalizujących z Bayernem. Kovac w sumie też nie był aż tak zaskakujący, ale nie miał łatki „cudownego dziecka” jaką ma chociażby Nagelsmann.

Pokusa sprawdzenia trenera ze środka tabeli wyżej jest czasami niepoparta żadnymi racjonalnymi przesłankami. Po prostu pojawia się myśl jakby wyglądał trener mając pod sobą gwiazdy ligi, a nie przeciętnych wyrobników. Nawet w Polsce ciągle pojawiają się komentarze, że taki Marcin Brosz zamiast szukać zespołów w środku tabeli powinien dostać szansę wyżej. Trochę podobny przypadek jak Czesław Michniewicz, Jerzy Brzęczek lub Adam Nawałka. Bońkowi zatrudnienie Nawałki się udało, ale zarówno Legia, czy polska reprezentacja pod Brzęczkiem już takiej furory nie robiła. Problem z takim nagłym awansem trenera jest bardzo skomplikowany bo najczęściej wielki klub poradzi sobie po ewentualnej wpadce zatrudniając kolejnym razem uznanego menedżera. W przypadku zwolnionego szkoleniowca może pojawić się problem ze znalezieniem miejsca na Ziemi, a dodatkowo przylepia się mu łatkę kogoś nie radzącego sobie w topowych drużynach.

Fot. Wikipedia