Polska szkoła futbolu. Historia alternatywna, lekceważenie rywali i myślenie życzeniowe

Polska szkoła futbolu. Historia alternatywna, lekceważenie rywali i myślenie życzeniowe

Historia alternatywna to dosyć popularny nurt w pisarstwie. Pozwala na wykazanie się autorowi wiedzą historyczną, ale też wyobraźnią kreując piękne scenariusze i fabułę. O taki sposób pisania o historii pozostaje w dziele fikcji wszystko jest w porządku, problem zaczyna się, gdy marzenia zaczyna się przekładać na rzeczywistość. Myślenie życzeniowe to coś dotykającego każdego nawet rozsądnego kibica. Wiara w to, że zwycięstwo było na wyciągniecie ręki, albo obecność zawodnika przesądziłaby o losach spotkania jest duża bez względu na to, czy dotyczy rywalizacji w Ekstraklasie, Pucharze Polski, czy w ostatnim meczu eliminacji do Mistrzostw Świata. Każde zwycięstwo to krok do zdobycia trofeum, a porażka to absolutny najniższy poziom piekła

Po meczu z Andorą chwalono Krychowiaka za rozsądną decyzję o złapaniu żółtej kartki tak aby być dostępnym w barażu, oraz przytaczano wypowiedź Glika, że nie miał okazji zrobić tego samego. Po meczu z Węgrami narracja się zmieniła i pojawiły się opinie, że Krychowiak popełnił błąd, a oszczędzanie Glika było bezsensowne. Lewandowski nieudolnie reagując na kryzys tylko podgrzał atmosferę wokół swojej absencji, a jego brak jest głównym zarzutem do trenera. Niewątpliwie gra z przodu jednego z lepszych napastników zwiększyłaby prawdopodobieństwo uzyskania korzystnego wyniku, ale by go nie zapewniło. Kibice będą wspominać remis z Madziarami na początku eliminacji oraz fakt, że ostatnią bramkę w meczu strzelił właśnie zawodnik Bayernu Monachium.

Zakładanie optymistycznego scenariusza przy wykonaniu jednej zmiany jest naiwnym podejściem. Równie dobrze trener Węgrów mając świadomość występu Polaków w najmocniejszym zestawieniu mógł ostrożniej wykonać rotacje w pierwszej jedenastce. Piłkarze znad Balatonu pokazali, że potrafią grać z lepszymi, a możliwość pokazania się na tle Lewandowskiego mogłyby dodać im parę punktów do zaciętości. Gdyby Polacy wygrali mecz, a Glik złapałby żółtą kartę pojawiłyby się narzekania, że Polacy w drugim najważniejszym meczu dziesięciolecia grają w osłabieniu bo selekcjoner nie pomyślał przed spotkaniem. O kolejnej kontuzji Lewandowskiego nie ma co wspominać. Myślenie życzeniowe i tworzenie świata, w którym zawsze się wygrywa to dobre miejsce dla filozofów i historyków mogących na tej podstawie budować i weryfikować hipotezy. Pozostają jednak one w świecie marzeń i ewentualnie mogą być punktem wyjścia do rozwiązywania nadchodzących problemów.

Drugi punkt obok myślenia życzeniowego, który się pojawia w naszej piłce to lekceważenie rywala. Ile razy polskie zespoły muszą skompromitować się z półamatorami, aby zaczęto podchodzić do każdego przeciwnika z respektem. Rzucanie haseł, że Polska zamiast grać z Macedonią Północną będzie walczyć z Włochami jest syntezą obu tych problemów. Piłkarze Macedonii kojarzą się jako zawodnicy z tej słabszej piłkarsko części Europy, którzy będą obawiać się gwiazd europejskiego formatu z Polski. Prawda jest taka, że Macedonia zapewniła sobie awans w grupie przegrywając w grupie tylko z Niemcami. Oczywiście grupa była trochę słabsza od naszej, gdyż Islandczycy, Rumunii to nie są ekipy na poziomie jak kiedyś, a Armenia jeszcze nie doszła do sensownego poziomu. Ta sama słaba Macedonia odpadła na tym samym etapie na EURO co Polacy, a patrząc na oczekiwania i potencjał rywalizowała na znacznie lepszym poziomie niż nasi piłkarze, którzy skompromitowali się ze Słowakami, wyrwali szczęśliwy remis z Hiszpanami i dostali lekcję futbolu od Szwedów. Pandev i spółka potrafili napsuć krwi Ukrainie, czy Austrii będąc zdecydowanie słabszym od Holendrów.

Prawdopodobieństwo trafienia Portugalii lub Włochów wynosi zaledwie 33%, czyli większa szansa jest, że Polacy trafią na inne reprezentacje, ale scenariusze rozpisywane po porażce z Węgrami są rywalizacje z kimś z tej dwójki. Ten paradoks nieliczenia się z prawdopodobieństwem, czy statystką jest fenomenem zajmującym naukowców od wielu dekad, a na ten temat powstało wiele książek socjologów, psychologów, czy ekonomistów. Polacy raczej nie trafią na byłych i obecnych mistrzów Europy, a większa jest szansa na zmierzenie się z kimś z innej półki, która jest wyrównana i Polacy muszą podejść do niej z szacunkiem.

Oczywiście narzekanie jest, że Sousa pozbawił gry Polaków z Macedonią, ale nikt nie zakłada się możliwości trafienia na Czechów czy Ukrainę, które podczas ostatniego EURO zdecydowanie lepiej sobie poradziły na turnieju niż nasza reprezentacja. Zresztą rozstawione drużyny poza Włochami w ogólnym rozrachunku poradziły sobie podobnie na ostatnim turnieju jak nierozstawione. Czesi i Ukraina odpadły w ćwierćfinale, a Austria oraz w 1/8 finału. Z grupy nie wyszła Polska, Turcja oraz Macedonia. Rosję oraz Szkocję spotkał ten sam los co Polaków, Szwedzi, Walijczycy i Portugalczycy musieli wracać do domu po wyjściu z grupy. Można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że turniejowe zespoły są akurat po stronie nierozstawionych. Zresztą ocenianie poziomu zespołu na podstawie zdobytych punktów też jest mało sensowne. Zespoły rywalizowały w różnych grupach i im bardziej wyrównany zestaw tym mniejsze szansę na zdobycie punktów. W obu grupach znajdziemy bowiem mocne reprezentacje mającymi świetnych zawodników oraz doświadczenie turniejowe, oraz zespoły solidne, które w momencie rywalizacji o coś więcej potrafią nie dojechać.

Wydawanie wyroków przed losowaniem, oraz ocenianie i poprawianie rzeczy po fakcie są sporym problemem w dyskusji w jakimkolwiek przypadku. Trudno ocenić jak potoczą się losy obecnej reprezentacji Polski. Jedyna strata to ta wizerunkowa, gdyż będący w defensywie Sousa od czasu EURO będzie krytykowany za każdą decyzję, a jego los może być przesądzony nawet jeśli Polacy zagrają przyzwoicie w barażach.  Portugalczyk kiedyś odejdzie, a opinia publiczna dalej będzie ustawiać się ponad niektóre futbolowe nację, oraz budować wielopoziomowe scenariusze, w których Legia Warszawa gra co sezon w Lidze Mistrzów, a Polska zostaje mistrzem świata.

Fot. Wikipedia