Polacy w topowych ligach na przestrzeni lat. Ilość kontra Jakość

Polacy w topowych ligach na przestrzeni lat. Ilość kontra Jakość

Na boiskach najlepszych lig można zauważyć co raz więcej polskich zawodników, którzy często pełnią rolę kluczowych postaci we własnych ekipach, albo tak jak Robert Lewandowski są twarzą rozgrywek bez którego tracą one nie tylko sportowo, ale też marketingowo. Jednak przyglądając się historii to sytuacja Polaków w topowych nie wygląda tak kolorowo jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.

Jednym ze sztandarowych argumentów, kiedy dochodzi do dyskusji o reprezentacji Polski w ostatnich dwóch dekadach jest przede wszystkim liczba piłkarzy grających w najlepszych ligach świata. Przerzucanie się kadrami jakimi dysponował Nawałka, czy Brzęczek i zestawianie ich z zawodnikami powołanymi przez Engela lub Beenhaakera ma wskazywać na przepaść jaka istnieje miedzy obecnym „najlepszym” pokoleniem, a „przaśnością” poprzedników. Należy jednak spojrzeć na to w kontekście czasów, w których zawodnicy grają. Wzrost globalizacji, wejście Polski do UE wzmocniło zainteresowanie klubów zachodnich sportowcami z naszego kraju. Nie obejmowały ich już limity dla obcokrajowców i nie musieli rywalizować o miejsce w składzie nie tylko z bezpośrednimi konkurentami, ale wszystkimi piłkarzami objętymi limitami. Otwarcie granic i poluzowanie przepisów spowodowało swoistą inflację zawodników spoza krajów z topowej piątki. W 2000 roku piłkarzy spoza Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, czy Włoch można doliczyć się około 895 (dane z fbref.com), a w obecnym sezonie liczba zwiększyła się do 1312.

W pierwszym analizowanym sezonie Polaków grało 19, a w ostatnim 35. Procentowo przekłada się na 2,1% w sezonie 2000/2001, a 2,7% w sezonie 2021/2022. Przez większość czasu Polaków można było się doliczyć kilkunastu w klubach z ligowej czołowej piątki, a moment kiedy przekroczono barierę dwudziestu osiągnięto w 2013/2014 roku. Trzy lata później przekroczono już liczbę 30 piłkarzy. Paradoksalnie Polska przez wiele lat zajmowała drugie, albo trzecie miejsce wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Wcześniej dominatorami byli Chorwaci, Czesi oraz Serbowie, a Polacy ustępowali im w liczbie reprezentantów, choć czasami strata była niewielka. Obecnie Polacy są najlepszym krajem z nowej UE, gdyż nasi południowi sąsiedzi nie są tak łakomym kąskiem jak kiedyś. Dalej jednak trzymają się nad nami Serbowie, co kontrastuje z ich słabymi wynikami na kolejnych turniejach międzynarodowych. Z drugiej strony jest to sugestia, że limity piłkarzy spoza UE może nie mają aż takiego wielkiego znaczenia, jeśli piłkarze są wystarczająco dobrzy.

Ciekawie też wygląda kwestia rozegranych minut (dane z fbref.com), gdzie sytuacja piłkarzy trochę się bardziej komplikuje. Oczywiście większa liczba piłkarzy oznacza więcej rozegranych minut, ale jeśli przeliczy się średnią minut sytuacja nie wygląda tak jednoznacznie. Najwięcej minut na jednego piłkarza przypadło w 2015/2016, kiedy wyniosła ona ponad 1693 minut, drugi jest sezon 2011/2012 a zawodnicy, których powoływał Franciszek Smuda zagrali średnio 1604 minut. Trzeci jest sezon 2018/2019. O kilkadziesiąt minut ustępuje mu sezon 2008/2009, kiedy 16 piłkarzy zagrało średnio 1546 minut. Do rezultatu z ostatniego sezonu należy podchodzić z lekkim przymrużeniem oka, albowiem wtedy zaczął się stopniowy proces przekonywania piłkarzy polskiego pochodzenia jak Obraniak, czy Polanski do zmiany reprezentacji więc w dalszych latach duże znaczenie miały „farbowane lisy”, choć nie można im odmówić umiejętności piłkarskich.

Część z Polaków pojawiających się w obecnych kadrach drużyn z zachodu stanowi część zaplecza seniorskiego zespołu, albo dalej gra w grupach młodzieżowych i dostaje sporadyczne szansę w krajowych pucharach. Niewątpliwie najlepiej wygląda rok 2015/2016, gdzie liczba piłkarzy była znacząca i minuty są czołowe. Nieprzypadkowo więc ekipa Adama Nawałki była w stanie dostać się do ćwierćfinału, bo dysponowała przyzwoitą liczbą zawodników ogranych na najwyższym ligowym poziomie. Pojawienie się na podium kadry Smudy to kolejny kamyk do tej kompromitacji jaką było EURO na własnym terenie. W dużej mierze Polacy też zyskują na stracie sąsiadów, którzy nie produkują tak wielu zawodników na zachód jak nad Wisłą i Odrą. Nie ma już wielkich reprezentacji Bułgarii, czy Rumunii, a Czesi mimo całkiem dobrej reprezentacji przeżywają drobny kryzys i tak.

W kategorii Football Managera, czy jak kto woli Sensible World of Soccera nasza reprezentacja przeskoczyła o pół gwiazdki. Dalej jesteśmy jednak przeciętniakiem, który w kwestii liczbowej kręci się między drugą a trzecią dziesiątką, a obecnie znajdujemy się aktualnie na górce. Wizerunkowo natomiast różnice robi Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Piotr Zieliński, czy parę lat temu Grzegorz Krychowiak. Aspiracje trzonu drużyny i medialność mają wpływ na postrzeganie reszty składu. Nawet jeśli w starych kadrach znajdziemy mistrzów krajowych, czy piłkarzy z czołowych zespołów to nie robią oni takiego wrażenia jak najlepszy piłkarz świata przy którym nawet piłkarz rotacji z przedostatniej drużyny Championship wygląda jak materiał na piłkarza o potencjale europejskim

Fot. Wikipedia