[PNA 2021] Gambia awansuje na spokojnie, a Kamerun nerwowo

[PNA 2021] Gambia awansuje na spokojnie, a Kamerun nerwowo

Nikt w zasadzie nie czekał na mecz Gambii z Gwineą, które było kolejnym spotkaniem w ramach 1/8 finałów. Hitem wieczoru było starcie Kamerunu z Komorami. Wyspiarze osłabieni koronawirusem i bez bramkarza musieli rywalizować z gospodarzem, który zdemolował swoją grupę. Ostatecznie nie wyglądało to najgorzej.

Gambia i Gwinea nie były zbytnio ofensywnie nastawionymi drużynami w fazie grupowej. Pierwsi w dużej mierze wygrali dzięki determinacji, a główne zagrożenie stwarzali po strzałach z dystansu. Gwinejczycy większość bramek strzelali z karnych, a prześlizgiwali się głównie dzięki błędom rywali, mieli jednak nieznacznie lepszy skład więc można było ich traktować jako faworytów. Spotkanie rozgrywało się wedle oczekiwań, żadna ze stron nie stworzyła bardzo groźnych akcji w pierwszej połowie. Najbliższa strzelenia bramki była Gwinea pod koniec pierwszej części spotkania, gdzie Bayo powinien strzelić bramkę, ale spudłował dwukrotnie. W drugiej połowie więcej okazji mieli Gwinejczycy, ale nie potrafili tego przekuć na swoją korzyść. Brakowało im skuteczności, ale Gambia też odgryzała się na tyle ile mogła, ale brakowało celnych strzałów. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec spotkania. Zaskakująca bramkę strzelił Barrow, który jako kluczowy zawodnik swojej reprezentacji udowadnia, że potrafi brać na siebie odpowiedzialność za wynik. Zmiany nic nie przyniosły Gwinei, a wręcz przeciwnie. Nowi zawodnicy mieli podostrzyć grę i chyba im się to udało. Bo w 87 czerwoną dostał Gambijczyk Nije, a potem Gwinea strzeliła ze spalonego nieuznaną bramkę. Później zmiennik gwinejski Conte również w doliczonym czasie gry został wyrzucony z boiska. Gambii udało się dowieźć zwycięstwo do końca.

Gambia jest najsilniejszym debiutantem te wszystkich. Oparła swoją grę na piłkarzach grających na włoskich boiskach, którzy potrafią wziąć odpowiedzialność za grę i wykorzystywać swoje umiejętności. Skromne zwycięstwo zostało osiągnięte. Gwinea jednak trochę zawiodła, ale przez cały turniej mieli problem z kreowaniem akcji więc po straceniu bramki, musieliby liczyć na jakiś rzut karny, aby odmienić sytuacje meczu.

Wieczorem natomiast odbył się mecz kuriozum. Gospodarz z Kamerunu mierzył się z osłabionymi Komorami, którzy grali z lewym obrońcą w roli bramkarza. Kameruńczycy doskonale wiedzieli, że są faworytami, a ich rywal jest zdesperowany, aby nie stracić bramki. Bramkarz wyspiarzy grał w zasadzie jako ostatni obrońca, często wychodząc do przodu i wspierając kolegów w defensywie. Celem było ograniczenie strzałów z dystansu Kamerunu i próbowanie kontrataków. Wszystko wyglądało nawet zaskakująco wyrównanie do 7 minuty, gdy kapitan Komorów od tyłu zaatakował rywala i w konsekwencji wyleciał z boiska. Gra w 10 kompletnie utrudniła możliwości kreowania akcji i musieli się skupić głównie na obronie. Kamerun wydaje się, że troszkę zlekceważył rywali, gdyż ich akcje były niedokładne, a próby uderzenia niecelne. Nawet Komorom udało się podejść do bramki Onany i oddać kilka groźnych strzałów, ale bramkarz bronił nerwowo, ale skutecznie. Ostatecznie udało się pokonać bramkarza Komorów w 29 minucie. Błąd popełnił bramkarz, a Toto Ekambi przy słupku umieścił piłkę w siatce. Stojący w bramce Alhadhur musiałby być bardzo sprawnym golkiperem, aby jakkolwiek ratować sytuacje.

Druga połowa bardzo podobna była do pierwszej. Kameruńczycy rozczarowali w ataku, nie byli w stanie pokonać obrońcy stojącego na bramce. Alhadhur miał nawet dwie całkiem udane interwencje przy strzale Aboubakara. Zresztą ich przeciwnicy starali się grać dalej z kontry i brakowało zimnej głowy. W dwóch sytuacjach mogli lepiej się zachować, a przy jednym z kontrataków w zasadzie oddali piłkę Kamerunowi. W 70 minucie musieli wręcz Kameruńczycy wcisnąć piłkę do bramki z najbliższej odległości, a Aboubakar umocnił się w klasyfikacji strzeleckiej. Komory natomiast strzeliły kilkanaście później honorową bramkę. Fantastycznym uderzeniem z wolnego popisał się M’Changama, który pokonał Onanę. Ostatecznie wynik się utrzymał, a Kamerun z respektem zaczął od straty bramki grać na czas.

Więcej można było się spodziewać po Kamerunie, ale oni nie chcieli przemęczać się z osłabionym rywalem, gdyż poważni przeciwnicy zaczynają się w ćwierćfinale, choć kiedy przyspieszali też nie było widać rezultatu. To też negatywna wizytówka dla turnieju, oraz okazja do refleksji włodarzy futbolu. Organizowanie turniejów w czasie pandemii powinno nieść ze sobą większą elastyczność. Sytuacja, w której czynnik losowy pozbawia sensu rywalizacji jeszcze przed pierwszą minutą spotkania powinna być niedopuszczalna. Przepisy przewidywały taki stan rzeczy i traktowały poszkodowaną drużynę bardzo ostro. Ciekawe, co by było jakby to gospodarze mieli takie problemy kadrowe.