Nieudane projekty, tankowanie i rzuty kostką – podsumowanie okienka transferowego w NBA

Nieudane projekty, tankowanie i rzuty kostką – podsumowanie okienka transferowego w NBA

Okienko transferowe w NBA się zakończyło, choć nie oznacza to koniec emocji. Większość zespół pojawiających się w plotkach zdecydowało się na ruchy przed zamknięciem możliwości wymiany zawodników. Jak zwykle kilka pytań zostało rozwiązanych, a w ich miejsce pojawiło się parę nowych.

Portland – tankuje, czy nie?

Historia zespołu ze stanu Waszyngton nie jest kolorowa. Wielu tam próbowało zbudować solidnego faworyta do walki o najwyższe cele, ale nikomu nie udało się stworzyć niczego stabilnego. Obecność Damiana Lillarda to jeden z wielu czynników, który wstrzymuję włodarzy przed wciśnięciem przycisku resetu. Z drugiej strony sytuacja kadrowa Blazers nie wygląda tak dramatycznie. Zespół jest mniej więcej na poziomie awansu do play-in. Ostatnie ruchy w zasadzie nie dały jasnego przekazu, co planuje organizacja dalej. Pozbyto się CJ McColluma, Normana Powella i Roberta Covingtona. O ile oddanie tych dwóch ostatnich graczy do Clippers nie budziło sporych wątpliwości tak rezygnacja z McColluma postawiła osoby zainteresowane losami zespołu przed pytaniem, na jak długo planowana jest przebudowa. Bez Powella więcej szans na rozwój może dostać Anfernee Simons, który notuje dobre liczby, a wiek sugeruje, że może jeszcze znacznie się rozwinąć. Oddana trójka pewnego poziomu już nie przeskoczy, a wyczyszczenie się z ich kontraktów pozwoli Portland na elastyczność po sezonie. Wydaje się, że raczej Portland będzie chciało zbudować raz jeszcze skład wokół Lillarda, którego będzie wspierał Simons, oraz potencjale wzmocnienia z wolnego transferu.

Nieudane projekty – Simmons, Harden, Porzingis

Saga z odejściem Bena Simmonsa z Filadelfii trwała zdecydowanie zbyt długo, ale trzeba docenić władze franczyzy, że mimo różnych plotek postarała się na wzięcie całkiem solidnej propozycji. James Harden mający swoje problemy w Brooklynie niewątpliwie będzie lepszym rozwiązaniem od Australijczyka, którego zaangażowanie w projekt jest wątpliwie. Simmons w Nets może odżyć, gdyż nie będzie obarczony dużymi oczekiwaniami dotyczącymi rzucania punktów, bo od tego będzie miał kolegów. Jego umiejętności oraz rozmiary pozwolą mu na elastyczność w grze na parkiecie. Problemem może być jego charakter, oraz to w jaki sposób Steve Nash go wkomponuje. Nets dostaje jeszcze w pakiecie Drummonda oraz Setha Curry’ego, którzy również są ciekawym wzmocnieniem ławki zespołu. Jednak Brooklyn notuje pewien zgrzyt w narracji. Wielka trójka Durant-Harden-Irving miała zdominować wschód oraz playoffy, a panowie zagrali ze sobą kilkanaście meczów razem, a rezultat ich współpracy jest opłakany. Oczywiście przesądziły problemy z kontuzjami i kwestie pozasportowe, ale to pokazuje jak ważne są kwestie charakteru zawodnika niż same umiejętności. Tyczy to się również Simmonsa i jest małym kamykiem w dziedzictwo Sama Hinkiego, który decydował się na zawodników prezentujących najwyższą wartość sportową bez względu na otoczkę.

Wydawało się, że wyciągnięcie Kristapsa Porzingisa z toksycznego Nowego Jorku na rzecz Dallas będzie szansą dla Łotysza na rozbłyśniecie na miarę swojego talentu. Center dołączał do zespołu, w którym dzielił i rządził Doncic więc odpowiedzialność za grę spadała nie tylko na niego. Ostatecznie jednak nie był w stanie wstrzelić się w oczekiwania zespołu, oraz sposób gry. Znamiennie jest, że Porzingis grał najlepszą koszykówkę w Dallas, kiedy jego młodszy europejski kolega był kontuzjowany. Ostatecznie zdecydowano przestać kontynuować ten projekt i wysłać Łotysza do Wizards. Rumaki dostały Spencera Dinwiddie i Davisa Bertransa. Pierwszy był bardzo ciekawie zapowiadającym się koszykarzem, ale kontuzja z wykluczyła go z prawie całego sezonu, a po powrocie nie wrócił do swojej wysokiej formy. Jego przyszłość jest zagadkowa, ale nie jest powiedziane, że Dinwidde wróci do używalności i będzie lepszym wsparciem dla Doncica i spółki.

Kings rzuca kostką, reszta czyści składy

Sacramento Kings jak co roku zawierza swoje losy rzutowi kostką. Tym razem zdecydowano, że nie ma sensu budować zespołu w oparciu Marvin Bagley III wybranym z drugim pickiem w 2018 roku. W wyniku czterozespołowej wymiany Królowie dostali Donte DiVincenzo, Trey Lyles, Josh Jackson, którzy dołączyli do Domantasa Sabonisa niedawnego nabytku Sacramento. W sumie taka wymiana pozwoliła na pozbycie się niezadowolonego Bagleya na rzecz całkiem przyjemnej listy koszykarzy. Dodatkowo mając całkiem sporo funduszy poniżej limitu będą mogli spokojnie przedłużać kontrakty kluczowym elementom zespołu. Nowe nabytki będą mieli zdecydowanie więcej możliwości do rozwoju niż w swoich poprzednich zespołach. Problemem Kings jest jednak ciągłe zmienianie strategii. Władze organizacji nie potrafią zbudować solidnego zespołu rywalizującego w playoffach od czasów Bibby’ego.

Dla Bostonu, czy Clippers głównym zadaniem było wyczyszczenie się z wysokich kontraktów bez osłabiania możliwości swoich ławek. W dużej mierze zadanie się udało. Sporo było wymian, gdzie oddawano kontuzjowanych zawodników, aby pozbyć się ich kontraktów. Wymienić można chociażby takich koszykarzy jak Joe Ingles, Ricky Rubio, czy Bol Bol.

Paradoksalnie okienko się zamknęło, ale nie oznacza to końca emocji. Wielu wymienionych zawodników nigdy nie zagra sekundy w barwach swojej nowej drużyny, gdyż zostaną oni zwolnieni i będą mieli wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Wiele ekip, które nie było skłonne decydować się na wymiany teraz wyruszą na łów dobrać się do przyzwoitych zadaniowców i weteranów mogących robić różnicę.

Fot. Wikipedia