Miami Heat i rekordy najgorszych występów

Miami Heat i rekordy najgorszych występów

Rywalizacja o finał NBA nabiera tempa. Golden State Warriors jest o krok od wygrania 4:0 z Dallas, a Boston oraz Miami czeka jeszcze ciężka przeprawa. Mecze jednak nie są zbyt wyrównane, a rywalizacja nie trwa do samego końca. Szczególnie w przypadku meczu na Wschodzie ekipy chętnie wymierzają sobie solidne ciosy rzucając często ponad 20 punktów więcej od rywala. Najpewniej detale zdecydują o awansie Celtics lub Heat, ale taka gra gwiazd Florydy nie przystoi rywalizacji w playoffach.

Wiadomo że ekipy nie mogą utrzymać wiecznie tego samego tempa. Problemy zdrowotne, próby ze zmianą taktyki, czy forma dnia pojedynczych graczy ma często kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyniku. Czasem wręcz końcowy rezultat nie oddaje zaciętości rywalizacji, a ekipa która szybciej się poddała po prostu nie sprawia wrażenia zainteresowanej utrzymaniem pozorów rywalizacji. Najwięcej takich ciosów oddały w ostatnich latach Spurs i Rockets w 2017 roku. Cztery mecze w rywalizacji półfinałów konferencji zakończyły się różnicą ponad 20 punktów. Zespoły zanotowały po dwóch takich spotkaniach, ale ostatecznie to Spurs było górą wygrywając rywalizacje 4:2. Houston oba swoje spotkania wygrało wysoko, zarówno pierwszy mecz rywalizacji, ale też ten dający remis. Ostatecznie seria meczów została zapamiętana z meczu piątego i pamiętnego bloku Ginobiliego, który w ostatnim momencie zabrał piłkę Hardenowi, co dało zwycięstwo San Antonio zwycięstwo w dogrywce. Ostatni mecz to kompletne rozbicie i 35 punktów przewagi ekipy Popovicha. Oba zespoły były kompletnie od siebie różne. Houston było najlepszą ofensywą w lidze, a ekipa z San Antonio przodowała jako obrona nie do przejścia.

Ostatecznie nawet jeśli Harden kompletnie się skompromitował w tamtej serii (jak później się okazało nie był to wyjątek w jego karierze po sezonie) to nie zanotował takiego kompromitującego rezultatu jak Miami w ostatnim meczu, gdzie pierwsza piątka nie była w stanie przekroczyć 20 punktów. Osiągniecie ekipy z Florydy przeszło do historii playoffów jako jeden z najgorszych wyników strzeleckich w wielu kategoriach. Nawet w 2009 roku, kiedy Denver Nuggets wygrało 59 punktami z New Orleans Hornets zespół wybrany do rozpoczęcia meczu nie zagrał aż tak źle, bo jeszcze po pierwszej połowie nie wydawało się, że będzie aż tak źle. Oczywiście ekipa z Denver miała przewagę, ale dopiero druga część spotkania była jedną wielką demolką popularnych Szerszeni. Boston zresztą pięć lat temu miał podobną przygodę z Cavaliers, kiedy w 2007 roku przegrali 44 punktami, a James, Irving, oraz Love zdobyli ponad 20 punktów każdy. Tamtą dotkliwą porażkę obecnej ekipy Celtów pamiętają Brown, Horford oraz Smart, a szczególnie pierwsza dwójka mogła schodzić z parkietu z podniesionym czołem, gdyż potrafili rzucić chociaż ponad 10 punktów i to na całkiem przyzwoitej skuteczności.

Pojedyncze mecze z wysokimi porażkami zdarzały się każdym. Golden State Warriors w pamiętnej rywalizacji z Oklahomą przegrywało zdecydowanie, ale i tak potrafili wyciągnąć rywalizacje na swoją korzyść. Ostatecznie jednak mistrzowskie ekipy notują takie mecze bardzo rzadko, czasami wręcz są to pojedyncze spotkania na przestrzeni całej rywalizacji. Jednak najczęściej znajdują się po drugiej stronie i to oni zdecydowanie pokazują miejsce swoim rywalom. Erik Spoelstra i jego Heat muszą mieć się na baczności, jeśli chcą zanotować drugi finał w ostatnich latach.

Fot. Wikipedia