Ligo Europy witaj nam. Legia gra dalej

Ligo Europy witaj nam. Legia gra dalej

Koniec lata to moment w polskich rywalizacjach przełomowy. Wszystkie mniejsze, czy większe niespodzianki z poprzednich rund idą w niepamięć, gdy rozgrywana jest decydująca rywalizacja o awans do fazy grupowej. Dla Legii to powrót do tego momentu po latach, Raków pierwszy raz się musiał zmierzyć z nadziejami. Niestety Raków zagrał większość spotkania jak stereotypowa polska drużyna w pucharach i opadł. Legia Warszawa skorzystała z głupoty rywala i nie bez problemów awansowała do fazy grupowej Ligi Europy.

Raków Częstochowa i tak wykonał zadanie ponad normę. Wygrana z Rubinem była jedną z największych niespodzianek ostatnich lat. Porażka z Gentem jest rozczarowaniem, bo w pierwszym spotkaniu Częstochowianie wygrali więc mieli przewagę, ale nie było jej widać w rewanżu. Ekipa Papszuna zagrała bardzo słabo szczególnie pamiętając konsekwencję z jaką grali w Kazaniu, czy w pierwszym meczu z Belgami. Dużo nerwowości, kiksów, dziwnych decyzji. Bronienie wyniku od pierwszych minut nie wróży nigdy nic dobrego. A przecież do 45 minuty Raków remisował tylko głównie dzięki bramkarzowi, który wybronił kilka groźnych uderzeń. Ostatecznie Polacy rozsypali się w doliczonym czasie gry, kiedy Gent rozklepał obronę i z najbliższej odległości wpakowali gola.

Druga połowa też nie dawała żadnych nadziej na odwrócenie wyniku. Belgowie uświadomili sobie, że mocno cofnięty Raków daje dużo miejsca przed polem karnym więc postanowili to wykorzystać. Kapitalnym uderzeniem popisał się Ofoe strzelając na 2:0, a bardzo szybko podwyższyli wynik na 3:0 kiedy De Sart zmieścił piłkę w siatce. Mimo takiej przewagi Gent nie odpuszczało i mieli okazje do podwyższenia rezultatu. Belgijskie klub dalej są trudnym rywalem dla polskich drużyn. Gent wygrał stosunkowo niedawno z Jagiellonią 1:0 i 3:1, a teraz udało się, chociaż wyrwać jedno spotkanie.

Rywalizacja Legii ze Slavią zaczęła się całkiem dobrze dla podopiecznych Michniewicza gdyż Czesi już w trzeciej minucie złapali czerwoną kartkę. Holes zdecydował się na brutalny atak, co sędzia uznał za wystarczające aby pokazać mu drogę do szatni. Prażanie jednak to przyzwoita drużyna więc nie było widać, aż tak dużej przewagi mimo starty jednego zawodnika. Legia miała parę okazji, ale chyba świadomość gry w przewadze miała wpływ na piłkarzy z Warszawy. Slavia nastawiła się na kontry, choć gol dla nich padł po stałym fragmencie gry. Szybkość Ekpaia przydała się ekipie mistrza Czech, gdyż dominował nią nad powolnymi obrońcami Legii Warszawa. Jednak gra w 10 to był zbyt duży wysiłek dla Slavii i Legia powoli zaczęła przejmować przewagę. Fakt, że Boruc musiał być skoncentrowany, bo wciąż się odgryzali Warszawiakom, ale z minuty na minutę grali słabiej. Uruchomił się za to Emreli, który zaczął swój koncert. Najpierw strzelił bramkę dającą remis, a chwilę później trącił piłkę po centro strzale i Legia Warszawa wyszła na prowadzenie.

Wszyscy bohaterowie ostatnich sezonów w europejskich pucharach z Europy Środkowo-Wschodniej nie będą mogli kontynuować rywalizacji na najwyższym możliwym poziomie. Slavia odpadła z Legią, Dinamo Zagrzeb zostało wyjaśnione przez Szeryfa z Tyraspolu, a Ferencvaros nie dał rady Young Boys Berno. Oczywiście wszystkie ekipy dalej będą rywalizować w pucharach, ale Liga Europy to nie Liga Mistrzów, a w przypadku Slavii gra tylko w Lidze Konferencji to zdecydowana kompromitacja. Dzieje wszystkich czterech klubów pokazują jak trudno jest zbudować stabilną drużynę notująca w europejskich pucharach solidne wyniki. Legia wykonała swój plan na ocenę pięć minus. Zakładano przed sezonem, że faza grupowej Ligi Konferencji jest głównym celem. Pozostanie na poziomie Ligi Europy to zdecydowanie sukces Czesława Michniewicza i jego zespołu. Pytanie, czy obecna Legia to wypadek przy pracy, czy jednak wykonana praca będzie owocowała w najbliższych latach.

fot. Wikipedia