Liga de Campeones

Liga de Campeones

Dwa hiszpańskie zespoły mierzyły się dzisiaj w 1/4 finału. Obecność Realu raczej była oczywista i obowiązkowa, tak Villarreal niespodziewanie wygrał z Juventusem w pewnym stylu i dzisiaj musiał stawić czoła Bayernowi Monachium. Paradoksalnie jednak oba zespoły z półwyspu Iberyjskiego wyszły z meczów zwycięsko, choć w obu przypadkach Hiszpanie mogli prowadzić wyżej.

Bayern Monachium gra dosyć nierówno zarówno w Bundeslidze, oraz Lidze Mistrzów więc zwycięstwo z Hiszpanami mogło być dla nich okazją do utrwalenia dobrej formy. Żółta łódź podwodna podbudowana wygraną z Juventusem i całkiem dobrą sytuacją w lidze mogła bez presji podejść do tego spotkania. Już w poprzednim meczu LM pokazali, że potrafią grać cierpliwie, a kontrataki potrafią wyprowadzać bardzo groźne, a przy kiepskiej grze obronnej Bayernu zwiastowało to problemy. Monachijczycy parokrotnie pojawiali się pod polem karnym, ale nie udało im się oddać groźnego strzału. Bramki natomiast strzelał Villarreal. Zawodnicy Unai Emery’ego poklepali piłkę w polu karnym całkowicie wykorzystując bezradność i złe ustawienie obrońców rywali. Danjuma musiał tylko trafić piłką do siatki w 8 minucie. Alphonso Davies wrócił do pierwszego składu po długiej kontuzji i było to widoczne. Brakowało mu szybkości i zgrania, co skutkowało wielu. Utrata bramki nie zmieniła sytuacji w spotkaniu, a Coquelin pod koniec pierwszej połowy po centrostrzale trafił do bramki, ale sędzia dopatrzył się spalonego.

W drugiej połowie Bayern przycisnął i wreszcie zagroził bramce Rulliego, ale Argentyńczyk był na posterunku, ale raz uratował zespół słupek. Nie oznaczało to, że Villarreal jeszcze bardziej cofnął się do obrony i starał się ukąsić. Strzelenie drugiej bramki byłoby spełnieniem marzeń i to Hiszpanie byli bliżej zdobycia gola niż ich przeciwnicy. Brakowało tylko zimnej głowy przy rozgrywaniu decydujących piłek zarówno przy podaniu, ale też decyzji o uderzeniu. Wydawało się, że kiksy Hiszpanów zemszczą się, bo Bayern co raz groźniej naciskał na nich i bywały momenty paniki w obronie. Ostatecznie Villarreal okazał się zwycięski i to w dobrym stylu. Mecz podobny do tego z Juventusem, ale Bayern udowodnił już w poprzedniej rundzie, że podrażniony szybko może odbić się na rywalach. Kiepska gra w obronie drużyny Nagelsmanna to ciągły problem, a niska porażka wynikała z braku skuteczności rywali.

Chelsea z Realem czasem ogłaszano jako przedwczesny finał, ale Brytyjczykom zabrakło zawodnika pokroju Karima Benzemy. Brak Francuza poważnie utrudnił Realowi grę w lidze, ale po jego powrocie wszystko wydaje się wracać na dobre tory. Drużyna zagrała lepszy mecz pod względem taktycznym od rywali, a świetne podania mogły w końcu znaleźć odpowiedniego wykonawce. W poprzednich meczach próby gry bez napastnika były kompletnie nieudane. W 21 i 24 minucie głową dwukrotnie Mendy’ego pokonał właśnie Francuz, a bezradna obrona Chelsea mogła mu się tylko przypatrywać. W 40 minucie Chelsea złapała kontakt po golu Havertza, ale zaspała obrona Realu i Courtois mógł zachować się lepiej po tym uderzeniu. Sytuacja Chelsea uległa utrudnieniu w drugiej połowie bo do strzelania wrócił Benzema i to na początku drugiej połowy. Hattrick w Lidze Mistrzów to poważne osiągnięcie, a szczególnie w meczu o tak wysoką stawkę. Chelsea rzuciła wszystkie swoje siły, aby wrócić do spotkania, ale nie udało się. Ostatecznie rezultat zatrzymał się na 3:1. The Blues zdecydowanie przegrało, ale Real udowodnił, że w tym sezonie Benzema jest absolutnie kluczowym zawodnikiem. Dwie bramki różnicy to wciąż dystans do odrobienia

Fot. Wikipedia