Legia poległa

Legia poległa

Dzisiejsza porażka Legii to znak, że typowo polskie metody rozwiązywania problemu nie działały. Wcześniej wystarczyło podmienić trenera na innego, a nowa miotła ogarniała cały problem i wyciągała zespół z niebytu. Wojskowi ten manewr mieli opanowany do perfekcji, jednak tegoroczny kryzys to zupełnie inny wymiar problemów.

Porażka z Górnikiem, o tyle nietypowa, gdyż udało się Legionistom doprowadzić do wyrównania i wydawało się, że zła passa może się nie skończy, ale powoli będzie się wyłaniało słońce. W końcówce Kubica i spółka szybko zebrali ponownie wszystkie czarne chmury i dalej pozostają problemy, których nie wiadomo jak rozwiązać. Nowy trener nie dał impulsu i przepracowana przerwa reprezentacyjna nic nie dała. Atmosfera w klubie jest fatalna, a zawodnicy również nie pałają do siebie sympatią na boisku. Po kontuzji Boruca rozsypała się linia obrony, a bramki w dzisiejszym spotkaniu padały głównie po nieogarnięciu się bramkarza i reszty w defensywie.

Nie jest to taka sytuacja jak przy typowym spadkowiczu, który gra przyzwoicie do pierwszej straconej bramki, a potem przyzwyczajony do rezultatu odpuszcza spotkanie. Było widać, że Legia chce wyrwać się z tego problemu w jaki się wpakowała. Wrzucenie na konia Gołębiewskiego było również karkołomnym zadaniem. Legia Warszawa to dwa problemy będące paradoksem. Z jednej strony to zespół, który nie może przegrywać bo znajduję się na dnie tabeli i każdy punkt choćby wygrany po obrzydliwej grze jest cenny, ale to też Legia, która musi wygrywać, ale nie po farfoclach i zabijaniu gry a po całkowitej dominacji. Zespół z takim potencjałem i ambicjami nie może przyznać się, że nie jest faworytem, a kibice cieszyć się, że udało pograć trochę przeciwko słabemu Górnikowi.

Jakikolwiek rezultat będzie zły i wprowadzenie w to miejsce trenera bez doświadczenia brzmi jak niedźwiedzia przysługa. Jeśli przyczyną takiego stanu rzeczy jest wiara w przyjście Papszuna to obecne władze Legii ryzykują bardzo wiele. O ile jeszcze można spodziewać się, że marka klubu z Warszawy jest na tyle duża, że każdy trener w Ekstraklasie przyjmie ofertę to trudno oczekiwać od kogokolwiek, że przyjdzie tutaj teraz. Każdy chętnie poprowadzi Legię, ale walczącą o mistrzostwo ewentualnie w lekkim kryzysie tuż za podium, a nie pogrążoną we wszystkich problemach.

Poza tym trenerzy mając świadomość problemu nie będą chcieli przyjść jako permanentni trenerzy, ale tylko na papierze. Najpewniej nawet jakby dostał nowy szkoleniowiec kontrakt na 2-3 lata i tak włodarze klubu po udanej kampanii wiosennej dali by mu szansę na zostanie w klubie na następną jesień jednocześnie szukając lepszej alternatywy. O tym jak traktuje się trenerów w Legii wie Jan Urban dwukrotnie obejmujący ten klub jako pierwszy szkoleniowiec. Obecny szkoleniowiec Górnika potrafił być w 2010 roku zwalniany po raz pierwszy zajmując trzecią pozycję, a ocenioną ją jednak za niewystarczająca. Dzisiaj pewnie kibice Legii marzyliby o miejscu na podium i niedużej stracie do liderów. Wtedy zastąpił go Stefan Białas, który pełnił funkcję jednego z trzech standardowych strażaków w klubie. Sezonu nie udało się doświadczonemu trenerowi uratować, ale i tak wiadomo było, że Maciej Skorża dostanie projekt ITI do budowy.

W przestrzeni medialnej pojawiają się plotki o wzmocnieniach. Zespół szuka chyba na każdej pozycji, ale zbieranie zawodników przypomina czasy ŁKS Łódź kiedy udało się zaciągnąć do drużyny Sebastiana Milę, czy Macieja Iwańskiego oraz Odrę Wodzisław, gdzie ambitny sponsor decydował się na ściąganie zawodników, których mu się udało przypomnieć. W Wodzisławiu pojawiły się spore nazwiska jak Cantoro, Onyszko, czy Brasilia, ale nie uratowali oni klubu w Ekstraklasie. Legia kusząc zawodników miała przy sobie dwa argumenty – sportowy i finansowy. O ile zawodnicy raczej są zwolennikami tego drugiego, pierwszy jest też istotny przy wyrównanych ofertach. Łatwiej jest wypromować się grając w Mistrzu Polski niż szurać po dnie tabeli, gdzie trener jest ograniczony w możliwości rotowania, gdyż ryzyko jest ograniczone do zera.

Polska liga widziała upadki wielu gigantów. Widzew i ŁKS Łódź, Wisła Kraków, Polonia Warszawa to zespoły zdobywające w ostatnich trzydziestu latach mistrzostwa, a obecnie większości z nich nie ma nawet w czołowej lidze. Wisła tylko broni honoru, choć problemy sportowe i finansowe będą się tam pojawiać przez najbliższe lata. Każdy z tych zespołów miał ambitnego bogatego właściciela, który inwestował w klub z różnych powodów. Ostatecznie miłość do futbolu się wyczerpała, a zostały wysokie rachunki. Większość z tych projektów została porzucona. Nowsi mistrzowie tacy jak Piast Gliwice, czy Śląsk Wrocław dalej utrzymują się na przyzwoitym poziomie, ale rękę na pulsie trzyma tam miasto, które nawet przy sporej wpadce nie pozostawi projektu. Lech Poznań ma swoje wzloty i upadki, ale też się trzyma.

Dariusz Mioduski przejmując Legię inaczej widział rozwój tego klubu. Ratując go przed rzekomą nieroztropną polityką transferową, chciał zbudować zespół na solidnych fundamentach. Nowa Legia miała być silna strukturalnie, oparta na gwiazdach z zagranicy i talentach ze szkółki. Na nowym stadionie klub miał grać o mistrzostwo Polski i przyzwoicie prezentować klub w pucharach. Celem było zbudowanie nowego FC Basel. Ostatecznie klub nie ma nawet takiej pozycji, aby utrzymać młodzież jak najdłużej, a w rywalizując o piłkarzy zagranicznych muszą często ryzykować i brać zawodników w różnej formie.

Skład węgla i papy mógł budować Ptak w Pogoni Szczecin, kiedy chciał spełniać marzenia o Joga Bonito nad Odrą. Desperackie budowanie zespołu i namawianie kolegów mógł uskuteczniać Tomasz Hajto w ŁKS, gdy przejął się razem z Piotrem Świerczewskim losami tego zespołu. Zachłyśnięci pieniędzmi z KGHM-u włodarze Zagłębia mogli wydawać miliony złotych na różnych dziwnych piłkarzy. Wydaje się jednak, że Legia to ostatnie miejsce do takich eksperymentów.  

Fot. Wikipedia