Lech wygrywa z Karabachem. Udany debiut Holendra

Lech wygrywa z Karabachem. Udany debiut Holendra

Pierwszy krok do awansu został wykonany przez Lecha Poznań, który wygrał swój domowy mecz skromnie z azerskim Karabachem. Kolejorz może być zadowolony z ostatecznego wyniku, choć miał możliwość wygrania znacznie wyżej, ale również i goście mogli być bardziej skuteczni. Udany debiut zaliczył trener Lecha John van den Brom, który zaczął swoją przygodę z klubem od wygranej w tak ważnym meczu.

Karabach Agdam to klub-symbol dla polskich starć w europejskich pucharach. Zespół, który trzykrotnie odprawiał naszych przedstawicieli bez większych problemów. Pierwsze spotkanie z Wisłą Kraków było jednak szokiem i traktowane było jako wpadka taka jak z półamatorskimi zespołami z Islandii, czy krajów bałtyckich. Dopiero po jakimś czasie ekipa reprezentująca w swojej nazwie region Karabachu okazała się całkiem udanym projektem z całkiem poważnym zapleczem finansowym. Kolejne starcia Piasta, czy Legii były już raczej kwestią tego, czy uda się przepchnąć w tych spotkaniach licząc na drobne problemy rywali. Podobnie było przed dzisiejszym meczem.

Lech Poznań przystępował do starcia niezbyt mocno osłabiony. Nie sprzedano wszystkich najlepszych graczy, a odejście Jakuba Kamińskiego było już zaklepane od dawna więc włodarze mogli przyzwyczajać się do jego nieobecności i próbować znaleźć zastępstwo. Największym problemem było niespodziewane odejście Macieja Skorży i znak zapytania jak na to wszystko zareaguje drużyna pod wodzą nowego szkoleniowca. Kompletnym przeciwieństwem był rywal Lecha. Trener pamiętający spotkania z Wisłą Kraków sprzed dekady, podobnie jak część zawodników grająca wiele sezonów w tym samym zespole, a najlepsi zawodnicy raczej niekwapiący się do odejścia do innych lig.

Pierwsza połowa odbyła się pod dyktando Karabachu, ale nie mieli pomysłu na zakończenie skutecznie swoich akcji. Oddali kilka strzałów, ale były one niecelne, albo bramkarz Lecha nie miał problemy z ich złapaniem. Lech rzadko zapuszczał się na połowę przeciwnika starając się szybkim rozrzuceniem na skrzydło rozpocząć kontratak. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec pierwszej części spotkania. Lech Poznań zaczął zyskiwać teren dzięki stałym fragmentom gry, ale brakowało precyzji. Jej natomiast nie zabrakło w 41 minucie Perreirze, który podanie Amarala świetnie oddał Ishakowi mającemu przed sobą tylko bramkarza rywali. Szwed strzelił bramkę i Lech schodził z prowadzeniem do szatni. Wydaje się, że bramka dała Lechowi trochę pewności siebie, bo w drugiej połowie grali znacznie lepiej. Dodatkowo zmiany dały sporo ofensywie Kolejorza. Ba Loua świetnie pracował w ataku po obu bokach boiska próbując indywidualnych akcji, a Szymczak pojawiał się w odpowiednich miejscach, ale brakowało mu koncentracji. Szczególnie, gdy świetnie minął obrońców i mając w zasadzie tylko bramkarza wypuścił się za daleko i oddał strzał w golkipera.

Karabach opierał się głównie na akcjach indywidualnych, ale wszelkie techniczne sztuczki zdały się na nic, gdyż brakowało ostatniego podania, czy celnego strzału. W zasadzie Rudko był bezrobotny, choć musiał pilnować i łatać kiksy jaki się przytrafił chociażby w obronie przy wybiciu głową. Pod koniec meczu jednak żadna ze stron nie miała dobrych akcji. Lech skutecznie przeszkadzał w grze Karabachowi, a Azerowie nie mieli pomysłu jak ukąsić. Ostatecznie mecz zakończył się małym dramatem, bo kontuzjowany bramkarz Karabachu musiał dokończyć mecz kulejąc na jednej nodze, ale nie zmieniło to losów meczu. Lech zagrał mecz cierpliwie i to się opłaciło. Skromne zwycięstwo nie jest jednak dobrym prognostykiem przed rewanżem, bo Karabach będzie chciał jak najszybciej doprowadzić do wyrównania, a nawet stracona bramka w rewanżu nie zmieni ich nastawienia. Jak na razie udało się klątwę Karabachu przełamać wygraną w pierwszym meczu, najważniejsze jednak będzie wygrać w drugim.

Fot. Wikipedia