Kryzys, czy przejściowy problem? Polskie skoki w Wiśle

Kryzys, czy przejściowy problem? Polskie skoki w Wiśle

Dzisiejsza klapa w Wiśle to jeden z najgorszych wyników ostatnich kilkunastu latach, szczególnie w epoce po Adamie Małyszu. Starzejąca się pierwsza kadra, szukająca swojej formy oraz brak naciskających młodzików budzi niepokój, że inwestycje jakie poczyniono w tej sport mogą przestać dawać przewagę.

Jedenaste miejsce Kamila Stocha, oraz Żyła i Zniszczoł w trzeciej dziesiątce to wynik niewątpliwie słaby. Polacy organizowali konkurs na własnym terenie więc mogli sobie pozwolić na wystawienie o wiele większej liczby skoczków. Pojawili się zarówno młodsi jak Klemens Murańka, ale też Maciej Kot będący swego czasu talentem mającym poluzować Stocha i spółkę. Rok temu na tej samej skoczni tylko jeden nasz reprezentant nie zakwalifikował się do konkursu, a był to anonimowy Jarosław Krzak. Siedmiu Polaków było w drugiej turze, gdzie losy potoczyły się przeciętnie, ale wciąż można było być zadowolonym z ilości.

 Można się pocieszać, że dwa lata wcześniej było gorzej, ale wtedy Kubacki i Stoch znaleźli się w czołówce, a mistrz olimpijski zameldował się na najniższym stopniu podium. W zasadzie ostatnie lata to raczej była kwestia przewagi jakości nad ilością. Nawet jeśli skoczkowie dostający pierwsze szansę występu w Pucharze Świata nie byli w stanie awansować dalej to jednak czołowi reprezentanci uzyskiwali przyzwoite wyniki. Obecny sezon jednak pokazuję, że jest źle w obu aspektach. Z drugiej strony dziwi dawanie szansy Maciejowi Kotowi. Wiadomo, że jest to całkiem przyzwoity sportowiec mający swoje sukcesiki, a szczególnie gdy zarzucano mu wiecznie znajdowanie się blisko podium, ale bez wejścia na nie. Teraz skoczek ma problemy z powrotem, a dawanie mu szansy jak juniorowi budzi wątpliwości.

Na ten moment Polska osuwa się co raz niżej w rankingach krajowych. Swój wieczór mieli austriaccy skoczkowie wygrywający konkurs, oraz zajmujący również trzecie miejsce. Obecnie sytuacja przypomina moment pierwszego kryzysu Adama Małysza po świetnych sukcesach na początku XXI wieku. Mający problemy skoczek nie miał wsparcia od reszty zespołu. Różnica jest jednak diametralna. Obecni reprezentanci mieli momenty, kiedy wygrywali konkursy i zdobywali medale na międzynarodowych turniejach. Koledzy Małysza niestety mieli krótsze okresy, gdy uzyskiwali przyzwoite wyniki. Drugim najlepszym skoczkiem tamtych czasów był Robert Mateja mający fantastyczne skoki, jak i fatalne próby.

Pytanie w jakim kierunku to wszystko pójdzie. Trudno znaleźć nowe nazwiska mogące naturalnie zastąpić starzejących się mistrzów. Obecna reprezentacja jednak może w pewnym momencie złapać formę i udowodnić, że mogą poskakać o coś więcej niż występ w drugiej turze. Wydaje się, że raczej nie będzie to droga Finów, którzy z potęgi skoków narciarskiej zostali słabiutką reprezentacją bez jednego przyzwoitego skoczka. Tam jednak też nie było udanej wymiany pokoleniowej. Zawiedli głównie następcy Ahonena i reszty, a brak jednego pokolenia w tej swoistej sztafecie to poważny cios dla sportu ze względu na popularyzacje skoków w kraju, ale też przyciąganie sponsorów.

Sezon dopiero się zaczął, a główny cel wszystkich to igrzyska olimpijskie. Kiepski sezon zostanie wybaczony wszystkim jeśli Polacy zdobędą medal w Chinach bez względu, czy to będzie sukces drużynowy lub indywidualny. Problem zacznie się, gdy wynik Polaków będzie zbliżony jak do tego jaki był na Wiśle. Wtedy będzie wiadomo, że to kryzys, a nie przejściowy problem.

Fot. Wikipedia