Koniec mody na holenderskich trenerów?

Koniec mody na holenderskich trenerów?

Kiedyś praktycznie przy każdym zwolnieniu trenera z czołowej ligi w Europie do listy rozważanych nowych szkoleniowców dokładano jakiegoś Holendra. Trenerzy z Niderlandów mieli nie tylko być gwarancją ofensywnej ładnej dla oka piłki, ale też mieć talent do wprowadzania utalentowanej młodzieży do pierwszego składu. Dla właścicieli klubów obie te cechy miały oznaczać jedno – więcej pieniędzy. W obecnych latach Holendrzy powoli odchodzą do lamusa i trudno znaleźć uznanego trenera z tego nizinnego kraju.

Guus Hiddink zdecydował się zakończyć karierę. Nie jest to oczywiście pierwszy raz kiedy doświadczony trener zawiesił dres na kołku. Poprzednim razem jednak Romanowi Abramowiczowi udało się namówić swojego przyjaciela na powrót, a później przyjął on ofertę z Curacao, aby móc rozwijać tamtejszy futbol. Hiddink to przede wszystkim trener z dużymi sukcesami jako szkoleniowiec reprezentacji. Korea Południowa, Australia to jedne z jego małych triumfów. Z największych europejskich lig najczęściej z Holendrów korzystali Anglicy oraz Hiszpanie, choć w przypadku kraju z półwyspu Iberyjskiego raczej trzeba powiedzieć, że Barcelona. W obu krajach swoje momenty miał Hiddink trenujący zarówno Chelsea, jak i Real Madryt z różnymi sukcesami.

Od czasów sukcesów piłkarskich i sportowych Johan Cruyff zapoczątkował modę na trenerów ze swojego kraju. W obecnym sezonie zaledwie jeden szkoleniowiec pochodzi z ojczyzny legendarnego pomocnika, ale Ronald Koeman został raczej zatrudniony ze względu na swój wkład rozwój tego klubu jako obrońca niż ze względu na swoje umiejętności trenerskie. Wcześniej średnio poradził sobie w Valencii jako pierwszy szkoleniowiec. W Premier League trudno znaleźć Holendra z sukcesami. Louis van Gaal otrzymujący misję przebudowy Manchester United osiągnął umiarkowany sukces. Klub udało się utrzymać w czołówce ligi, ale też nie zakończył on budowy składu rywalizującego o mistrzostwo. W pozostałych przypadkach raczej mowa o klubach z dołu tabeli lub trenerach, którzy do regresu doprowadzili, chociażby jak Frank de Boer i Crystal Palace.

Jeden z braci bliźniaków to też drugi z trenerów holenderskich mających możliwość trenowania zespołu z Serie A. Co ciekawe tylko kluby z Mediolanu zatrudniały trenerów tej narodowości. Pierwszym był Clarence Seedorf. Ofensywny pomocnik zdecydował się na zakończenie kariery w Botafogo dla podjęcia tego wyzwania, ale jego historia z AC Milanem zakończyła się na 19 meczach. Seedorf miał jeszcze epizod w Deportivo, a obecnie jest bezrobotny po rozczarowującym epizodzie jako selekcjoner Kamerunu. Prawdziwą mekką dla Holendrów jest liga dużego sąsiada – Niemiec. W całej historii Bundesligi łącznie było ich aż 19 i to tutaj swoje marki budowali Huub Stevens, Martin Jol, czy Bert van Marwijk. Louis van Gaal odbudował swoją pozycję jako trener Bayernu, kiedy po odejściu z Barcelony i kompromitacji z reprezentacją Holandii osiągnął sukces z AZ Alkmaar. Ostatecznie żaden z wymienionych trenerów nie wparował do ścisłej czołówki trenerskiej, ale sukcesy w Niemczech spowodowały, że znajdowali się oni na krótkich listach europejskich potęg. Liga turecka, czy grecka to także miejsce, gdzie chętnie zameldowało się kilkunastu trenerów z Holandii jednak żaden z nich poza solidną pensją zbyt dużo nie zyskał na trenowaniu tamtejszych ekip. Znamienny przykład to Philippe Cocu, który z Fenerbahce walczył o utrzymanie, a nie o mistrzostwo.

To co po sobie Holendrzy zostawiają to piłkarzy ze swojego kraju. Van Gaal ściągnął do Manchesteru United np. Daleya Blinda, czy Memphisa Depaya. Obaj piłkarze Anglii nie podbili i musieli znaleźć swoje inne miejsca. Napastnika za po paru sezonach do siebie ściągnął Ronald Koeman wzmacniając siłę ognia Barcelony. Obecny trener ekipy z Katalonii miał w swoim epizodzie ciąganie za sobą zawodników holenderskich. Z Feyenoordu do Southampton ściągnął Jordy Clasiego. Holender nie zrobił kariery na Wyspach i po odejściu Koemana był wypożyczany do innych klubów, aby po zakończeniu kontraktu zostać wypchnięty. W tegorocznym okienku obecny trener Barcelony próbował ściągnąć kilku Holendrów, ale ograniczenia finansowe utrudniły mu to skutecznie.

Trenerzy holenderscy chętniej są wybierani na selekcjonerów niż pierwszych trenerów w drużynach. Rosja, Polska, Belgia, czy Australia decydowały się na selekcjonerów holenderskich, ale raczej były ruchy mające na celu obłaskawienia opinii publicznej domagającej się nowego otwarcia kadr narodowych po wpadce w eliminacjach, czy bezpośrednio na turnieju. Znajdziemy paru trenerów mających wciąż w nie dawnej historii udział w trenowaniu klubów z czołówki, ale żaden z nich niczego nie zbudował na lata. Holendrzy nie budują zespołu od podstaw jak to zrobił Cruyff, a są wynajmowani jako zadaniowcy. Mają poprawić rezultaty na już, zebrać do kupy rozbity zespół i jak dobrze pójdzie wypromować paru juniorów. Powoli rolę Holendrów przejmują Portugalczycy, którzy są chętniej wybierani na trenerów. Ostatecznie dalej po Jose Mourinho nie ma trenerów z tamtego kraju osiągających wielkie sukcesy.

Fot. Wikipedia