Klubowe legendy grające za grosze

Klubowe legendy grające za grosze

Ostatnie dni klubowych legend w klubach, dzięki którym wyrośli do swojej pozycji są różne. Piłkarz zbliżający się do swojego końca kariery ma wiele myśli w głowie co do kontynuacji swojej dalszej przygody. Jedni decydują się na pójście do egzotycznej ligi uzyskać ostatni wysoki kontrakt, drudzy wracają do swojego pierwszego klubu, aby klamrą zamknąć swoją historię. Inni jednak przed odejściem ze szczytu chcą pokazać klasę i wdzięczność względem kibiców i zespołowi, któremu zawdzięczają wszystko.

Czas każdej legendy kiedyś się kończy i nie inaczej było z Josebą Etxeberrią legendą Athleticu Bilbao, grającego przez większość swojej kariery w klubie z kraju Basków. Przywiązanie do klubu ze stolicy Baskonii jest specyficzne, gdyż dla wielu piłkarzy gra tam jest w pewnym stopniu namiastką grania dla reprezentacji swojego narodu. Dodatkowo klub nie wydając milionów na transfery, dysponuje przyzwoitym budżetem mogącym przekonać wielu zawodników do pozostania, a klauzule skutecznie odstraszają chętnych, bądź muszą wypłacić olbrzymie pieniądze na przeciętnych piłkarzy tak jak Chelsea wydająca 80 mln na bramkarza Kepę.

Sam skrzydłowy odrzucał regularnie każde zapytania ze strony innych klubów i ostatecznie po zagraniu ponad 400 meczów oraz kilkudziesięciu spotkań dla reprezentacji Hiszpanii postanowił skończyć karierę w klubie swoich marzeń. Uczynił również gest względem swojego klubu będącego wtedy w kryzysie. Ostatni sezon zdecydował się rozegrać za darmo, a swoją pensje przekazywał na rozwój akademii Athletic Bilbao. Ostatecznie największy sukces ostatnich lat Athletic osiągnęło bez niego w składzie lądując na czwartym miejscu w lidze, oraz wygrywając Superpuchary Hiszpanii. Niewątpliwie poświecenie Joseby było czynnikiem pozwalającym przetrwać klubowi z Bilbao najgorsze czasy. Obecnie Etxeberria trenuje rezerwy klubu, a wielu wychowanków ma przyjemność grać pod okiem nie tylko świetnego zawodnika, ale człowieka dla którego Athletic znaczył więcej niż klub. 

Alessandro del Piero i Francesco Totti to zawodnicy rywalizujący praktycznie w każdym możliwym miejscu. Dyskusje na temat pomieszczenia obu utalentowanych zawodników w reprezentacji Włoch trwały praktycznie przez całą ich karierę międzynarodową, a decyzja każdego selekcjonera była rozbierana na czynniki pierwsze. Obaj panowie rywalizowali również w liczbie bramek, asyst, strzałach z rzutów wolnych, ale także w tym jak oddani byli swoim klubom Juventusowi oraz AS Romie. Juventus po karnej degradacji za korupcje stracił wielu zawodników, ale nie Del Piero, który jako jeden z nielicznych pozostał w Serie B, aby jak najszybciej wyciągnąć klub z marazmu i przywrócić go na właściwie miejsce. Awansowali po sezonie, a piłkarz został królem strzelców rozgrywek. Awans to jedno, ale odbudowa klubu to zupełnie inna kwestia Juventus zdecydował się na budowę nowego stadionu, co obciążyło i tak nadwerężone finanse klubu. W pasiastych koszulkach pojawiali się gracze tacy jak Sergio Almiron, czy Alessandro Matri, co utrudniało również powrót sportowy Bianconerich. Del Piero mając świadomość sytuacji finansowej klubu zadeklarował, że ostatni swój kontrakt może podpisać In blanco argumentując, że pierwszy jego kontrakt ze Starą Damą był taki sam. Ostatecznie w maju 2011 roku podpisał roczny kontrakt w wysokości 1,5 mln euro, co oznaczało, że był jednym z najmniej zarabiających piłkarzy w Juventusie. W ostatnim sezonie udało się mu wygrać kolejne mistrzostwo Włoch, a po wypełnieniu zadania zdecydował się na turystykę zarobkową, grając w Australii i Indiach. Bardziej jednak Del Piero został wypchnięty z klubu niż koniecznie chciał odejść.

Relacja Tottiego z AS Romą była trochę bardziej skomplikowana na samym początku kariery, ale obie strony wiedziały, że nie mogą bez siebie istnieć i przygoda piłkarza z klubem trwała aż do czterdziestki zawodnika. Totti wielokrotnie deklarował, że może zrezygnować z wysokiej pensji jeżeli Roma będzie potrzebowała pieniędzy na ściągnięcie klasowego piłkarze (chociażby Cannavaro z Parmy). W ostatnich sezonach Totti zarabiał około 2,5 mln euro, co również plasowało go w dole zarobków klubu. Dodatkowo w tamtym czasie zaproponował milion euro z własnej pensji, aby móc przekonać do transferu Adriana Mutu grającego wówczas w Fiorentinie. Akurat na całe szczęście Rumun zdecydował się pozostać w stolicy Toskanii, gdzie stopniowo jego kariera spowalniała, aż z przyzwoitego zawodnika stał się obieżyświatem zwiedzającym Europę. W tym przypadku przypomina się nasz rodzimy przykład Jakuba Błaszczykowskiego i jego kontrakt na 500 złotych, a dodatkowo jako właściciel zainwestował w Wisłę Kraków, ratując ją przed upadkiem.

Czasem zawodnicy są chodzącymi markami wiedzącymi, że dzięki różnym małym gestom mogą osiągnąć więcej niż ogrywając amatorów za dziesiątki milionów euro. David Beckham zdecydował się pożegnać z zawodową piłką podpisując kontrakt z PSG. Całą swoją pensje przekazał na cele charytatywne deklarując, że wciąż zależy mu na grze w piłce. Anglik ze względu na liczbę swoich umów z różnymi firmami zarabiał kilkadziesiąt milionów euro rocznie, a chęć kontynuowania kariery była podyktowana kwestiami piłkarskimi, ale również biznesowymi. Paryż to idealne miejsce do zakończenia kariery, a oddanie miliona euro zarobków nie było wydatkiem uszczuplającym zbytnio jego budżet, a dzięki zdobytemu dodatkowemu rozgłosowi niewątpliwie wiele innych firm zaczęło przychylnie patrzeć na potencjalną współpracę z byłym piłkarzem Realu Madryt.

Przykładów takich można mnożyć wiele zarówno z tych większych jak i mniejszych lig. Większość piłkarzy jednak gra głównie pod siebie poddając w wątpliwość wartość jaką stanowi „zespół” o którym wielu wspomina w wywiadach przy okazji dyskusji o indywidualnych osiągnięciach. Nie ma nic w tym złego, że zawodnik walczy o swój los i rodziny, ale jednak warto pamiętać, że poświęcając niewiele można zyskać o wiele więcej niż się można spodziewać. Zawodnicy wymienieni w tekście pozostaną legendami do końca swoich dni i w chwili potrzeby na pewno znajdą wyciągniętą rękę działaczy, i kibiców nie tylko swojego zespołu. Piłkarze, którzy zdecydowali się na koniec pokłócić o pieniądze oraz podburzać zawodników zespołu do końca będą mieli na swoim wizerunku rysę i podczas benefisów paru kibiców raczej niewstanie z siedzeń, aby oddać mu hołd. A to jest więcej warte niż setna część straconych dochodów.

Fot. Кирилл Венедиктов by Wikipedia