Klątwa pucharów to przypadłość polska

Klątwa pucharów to przypadłość polska

Dzisiejsza porażka Mistrza Polski z Rakowiem Częstochowa to kolejny zły wynik dla podopiecznych Czesława Michniewicza tracącego dystans do czołówki. W poprzednich latach Legia potrafiła trzymać się na kilku frontach bez tak głębokiego kryzysu w trakcie ligowych rozgrywek. „Pocałunek śmierci” to główna wymówka polskich pucharowiczów, kiedy nie idzie w lidze. Pytanie, czy tak samo jest w ligach o podobnym potencjale w Europie.

W chorwackiej lidze nie ma zbyt dużego zaskoczenia. Polskie drużyny ścierały się dwukrotnie z klubami z tego kraju i ostatecznie przegrały. Na pierwszym miejscu na razie jest Osijek, a za nim Dinamo Zagrzeb. Oba zespoły również w poprzednim sezonie rywalizowały do końca o ostateczny triumf w rozgrywkach i teraz będzie podobnie. Ekipa z Zagrzebia przegrała jednak walkę o Ligę Mistrzów i rywalizuję na tym samym poziomie co Legia Warszawa, czyli w fazie grupowej Ligi Europy. Zespół ze stolicy ma jednak dwa mecze zaległe więc istnieje szansa, że wskoczy na szczyt ligi po wyrównaniu liczby spotkań z obecnym liderem.

U południowych sąsiadów drobna zadyszka dopadła obie ekipy z Pragi. Slavia jak i Sparta grające dalej w europejskich rozgrywkach czają się tuż za plecami Viktorii Pilzno, która zakończyła swoją przygodę w Europie przegrywając z CSKA Sofia. Ekipa ze stolicy Bułgarii na ten moment okupuje piąte miejsce w lidze, a Ludogorets jest trzeci za Slavią Sofia oraz Botewem Płowdiw jednak podobnie jak większość pucharowiczów ma kilka meczów zaległych i zapewne do końca rundy jesiennej sytuacja się w tamtej lidze ustabilizuje. Kompletnie za to nic sobie nie robi z grą na kilku frontach rumuńskie CFR Cluj. Zespół mistrza Rumunii jest liderem ligi oraz gra na poziomie Ligi Konferencji, aczkolwiek przegrywając spotkanie z przeciętnym FK Jablonec zajmującym dziewiąte miejsce w czeskiej Ekstraklasie. Podobnie w Serbii, gdzie zwyczajowo na czele jest Partizan oraz Crvena Zvezda z całkiem przyzwoitą przewagą. Na Słowacji spokojnie walczy o mistrzostwo Slovan Bratysława, zajmując pierwsze miejsce oraz grając na trzecim poziomie europejskich rozgrywek.

Drobny kryzys przeżywa za to NS Mura poprzedni mistrz Słowenii. Zespołowi udało się dotrzeć do fazy grupowej w rozgrywkach Ligi Konferencji jednak w lidze krajowej zajmuję miejsce w środku tabeli tracąc cztery punkty do lidera FC Koper. Zespół jednak nie jest takim dominatorem jak Maribor, czy Olimpia Ljubljana więc poprzedni sezon mógł być pozytywnym wypadkiem przy pracy niż rzeczywistym powstaniem nowego lidera słoweńskiej ligi.

Ferencvaros zajmuję trzecie miejsce, ale traci dystans zaledwie trzech punktów i ma mecz zaległy więc kwestia czasu, kiedy wskoczy wyżej. Przekładane kolejki na rzecz lepszego przygotowania zespołu do gry w europejskich pucharach mają spory wymiar wizerunkowy i psychologiczny. Każdy kto rzuca okiem na tabelę i widzi zespół tuż za podium, lub mieszczący się w środku tabeli raczej pomyśli o kryzysie zespołu niż będzie analizował ile spotkań ma zaległych i jak szybko doskoczy do czołówki. Dodatkowo mecz zaległy nie jest pewnikiem punktów więc jest to też problem dla samych zespołów nie mogących jednoznacznie zweryfikować swojej wartości. Samonapędzający kryzys jest całkiem możliwy, gdy ekipa nagle nie jest w stanie wygrać.

Sytuacja w ligach poza polskimi rozgrywkami pokazuję, że faktycznie pucharowicze i urzędujący mistrzowie mają drobne problemy z narzucaniem tempa od samego początku rozgrywek. Z drugiej strony większość z nich znajduję się na podium, a strata jest spowodowana mniejszą ilością meczów rozegranych, co zaburza obraz. Poza Słowenią oraz Polską żaden mistrz krajowy nie radzi sobie tak źle. Oczywiście powodem nie musi być słaba forma samego zespołu, ale również poziom Ligi. Slavia, Slovan, czy Ferencvaros są na tyle silne, a reszta stawki słaba, że rywalizacja w kilku rozgrywkach nie jest wielkim problemem. Tym bardziej że mają za sobą federację, oraz organizatora rozgrywek dopasowujący terminarz do potrzeb pucharowicza.

Fot. Wikipedia