Drużyny rezerw. Niechciane dziecko, czy ważny projekt?

Drużyny rezerw. Niechciane dziecko, czy ważny projekt?

Rezerwy kluby traktowały przez wiele lat po macoszemu. Czasem wręcz zespoły decydowały się na wycofywanie z rozgrywek, a zesłanie do nich było symbolem upadku zawodnika, albo prób ukarania krnąbrnego piłkarza. Obecnie drugie zespoły przeżywają renesans, a władze często decydują się na sporo inwestycji na rzecz silnej drużyny grającej parę poziomów niżej.

Pierwsza dekada XXI wieku i początek drugiej stał pod znakiem wycofywania zespołów. Kluby z różnych przyczyn decydowały się, że nie potrzebują takich ekip. Pojawienie się centralnych rozgrywek dla juniorów miało rozwiązać problem budowania młodzieży dzięki grze z wymagającymi rywalami, a wypożyczenia do innych klubów miało uzupełniać projekt. Ostatecznie jednak niewiele z tego wyszło, bo poważne mecze juniorskie można liczyć na palcach jednej ręki, ewentualnie dwóch, a reszta to egzekucja słabszych akademii nie mających takich funduszy jak te najmocniejsze w Polsce. W 2013 roku można zauważyć trend odbudowania się zespołów rezerw. Ekipy chętnie decydowały się na reaktywacje, szczególnie że regionalne władze piłkarskie pozwalały na grę od najwyższego poziomu regionalnego.

Odwrócony trend niewątpliwie pojawił się ze względu na nowinki na zachodzie. W Hiszpanii od wielu lat rezerwy zespołów walczyły w ligach zawodowych czasami lądując w drugim poziomie rozgrywkowym. Stopniowo rozszerzało się to na inne kraje, gdzie pozwolono na występowanie drugich zespołów na wysokim poziomie. Druga liga portugalska, holenderska, czy niższe włoskie, albo możliwość gry rezerw w pucharach niższych lig w Anglii to rozwiązania dla klubów z oznaczeniem „II”, lub „B”. Ogrywanie juniorów to oczywiście główny powód. Mając pod okiem utalentowanych piłkarzy trenerzy akademii mogą stopniowo planować rozwój piłkarza na konkretnej pozycji, zamiast rzucać go na głęboką wodę w innym klubie. Ciekawy jest natomiast trend zatrudniania zawodników zdecydowanie bardziej doświadczonych.

O ile naturalnym jest zsyłanie zawodników pierwszego składu do rezerw ze względu na spadek formy, kontuzje, czy stopniowe wycofywanie piłkarzy na rzecz płynnego przechodzenia do sztabu trenerskiego tak ciekawym przypadkiem jest zatrudnianie piłkarzy nie mających nic z klubem wspólnego. W wielu klubach rezerw znaleźć można zawodnika mającego w swoim CV mecze na poziomie Ekstraklasy, czy nawet występy w koszulce z białym orzełkiem. Pierwszym klubem, który ogłosił ambicje zbudowania silnego zespołu na poziomie rezerwowym była Legia zatrudniająca zawodników z I ligi takich jak Tsubasa Nishi, czy Tomasz Wełnicki w 2018 roku. Wojskowym jednak nie udało się zrobić kroku do przodu, obaj wspominani zawodnicy odeszli po rundzie jesiennej, a ekipa rezerw występuje dalej w III lidze. Natomiast w II lidze występują trzy ekipy rezerw: Lecha, Śląska i Zagłębia Lubin.

Lech Poznań podobnie jak Śląsk wzmacniał skład doświadczonymi zawodnikami mającymi przeszłość w klubie. Sergiej Kriwiec, Dariusz Dudka, Tomasz Cywka, albo Mariusz Pawelec oraz Piotr Celeban to zawodnicy będący chodzącą historią klubów, co niewątpliwie przydało się trenerom zarówno na boisku, ale również w szatni. Bezpośrednie zatrudnianie piłkarzy do rezerw ma większy sens, bo przesuwani zawodnicy z pierwszego zespołu najczęściej traktowali decyzję jako karę i raczej negatywnie wpływali na generalną atmosferę, bo i tak wszyscy wiedzieli że ich obecność jest tymczasowa, a oni sami pilnowali się na meczach, aby nie złapać kontuzji. Starszy piłkarz mający lata świetności za sobą i planujący karierę trenerską mogą bardziej pasować do ogólnego projektu prowadzących akademię.

Wiele zespołów z Ekstraklasy również próbuje wprowadzić ekipę rezerw jak najwyżej i korzystają z usług doświadczonych zawodników mających pomóc klubowi doraźnie, ale też długofalowo. Pytanie, czy takie zainteresowanie nie doprowadzi do presji powiększenia liczby drużyn uczestniczących na poziomie centralnym, albo wręcz jak na zachodzie wciśniecie ekip odgórnie. Pytanie na ile jest to faktycznie plan zespołów, a nie podążanie za modą przychodzącą z bardziej zaawansowano piłkarsko krajów.

Fot. Wikipedia