Dobrana para: dyktatorzy i sport

Dobrana para: dyktatorzy i sport

Coraz większe wymagania dotyczące organizacji międzynarodowych imprez skutecznie odstręczają potencjalnych gospodarzy. Wymogi dotyczące stadionów, infrastruktury oraz innych aspektów wymuszają różne rozwiązana stąd chociażby organizacja mistrzostw w kilku krajach. Jednak jest jedna kategoria przywódców, dla których wydanie kilkunastu miliardów dolarów to błahostka, a najważniejsze jest poprawienie własnego samopoczucia. Od ładnych paru dekad dyktatorzy chętnie przyjmują u siebie cały świat na sportowych imprezach.

W zasadzie to od samego początku istnienia wszelakich mistrzostw świata, czy kontynentów, wielu dyktatorów traktuje to jako możliwość zaistnienia na arenie międzynarodowej. Swoje szanse jeszcze przed II wojną światową wykorzystywali Hitler, oraz Mussolini, a przedsięwzięcia wojenne zmusiły Japończyków do rezygnacji z organizacji igrzysk w 1940 roku. Sport międzynarodowy jest nie tylko wykorzystywany zewnętrznie jako forma legitymizacji reżimu, ale też wewnętrznie.

W państwach afrykańskich miało to głównie na celu zjednoczenie postkolonialnych terytoriów zamieszkiwanych przez różnorodne, często wrogie względem siebie narody. Inwestowanie w sport i organizacja imprez miało być środkiem do polepszenia opinii o rządach, a także przy wsparciu propagandy odwracano uwagę od innych problemów. Jeśli do tego doszły sukcesy to wielu pobratymców cieszyło się wspólnie ze zwycięstw, a to wpływało na postrzeganie dyktatora mogącego wyściskać się i zapozować do zdjęć z bohaterami narodowymi.

Organizacje igrzysk olimpijskich, czy mistrzostw świata przekazywano w ręce dyktatur więcej niż by się na pierwszy rzut oka wydawało. Poza wspomnianymi totalitarnymi reżimami sprzed II wojny światowej, władze międzynarodowego sportu chętnie przekazywały odpowiedzialność za turnieje państwom komunistycznym, czy zarządzanymi przez wojskowe junty. Igrzyska organizowano w ZSRR, oraz Jugosławii, ale także Korei Południowej, która w momencie ogłoszenia gospodarza była rządzona przez generałów, a proces demokratyzacji kraju rozpoczął się dopiero w 1988 roku, czyli w tym samym czasie, co igrzyska w Seulu. Mistrzostwa Świata odbywały się w Argentynie w 1978 również rządzonej przez wojsko, a Meksyk będący gospodarzem kilku międzynarodowych imprez był państwem zarządzanym autorytarnie, a opozycja represjonowana mogła oglądać mistrzostwa z więzień.

Czasy autorytaryzmów, zimnej wojny mogą być jeszcze w miarę usprawiedliwione takimi wyborami. Balansujące władze międzynarodowego sportu chciały być apolityczne, stąd musiały iść na zgniłe kompromisy i czasem zostawać heroldem krwawych bezwzględnych reżimów. Sytuacja jednak nie zmieniła się po upadku Związku Radzieckiego. Zimowe i letnie igrzyska organizowały Chiny będące od lat na bakier z prawami człowieka. Następny mundial będzie organizował Katar, a Grand Prix F1 organizowane na Bliskim Wschodzie wymusza na organizatorach różne fikołki, a przed imprezą publikowane są wielostronicowe instrukcje dotyczące zachowania.

Brazylia, czy Republika Południowej Afryki to też nie są czołowe państwa pod względem poziomu życia. Korupcja, ubóstwo oraz przestępczość nie przeszkodziła władzom obu krajów zostać gospodarzami największych turniejów, a władzom FIFA i MKOL na patronowaniu imprezom mimo widocznych problemów jakie panowały w tych krajach. Nawet Ukraina z 2012 roku za Janukowycza była krajem równie dalekim od doskonałości. Jednak wybór Rosji na gospodarza mistrzostw świata w 2018 roku, oraz igrzysk w Soczi w 2014 roku to szczyt bezczelności. Rosja otrzymała obie imprezy w 2007 i 2010 roku, a od tego czasu toczyła wojny w Gruzji (2008), oraz na Ukrainie (2014) doprowadzając do utraty terytoriów obu państw. Wszelkie problemy jakie ma Rosja obecnie w światowym sporcie są związane z dopingiem. Sportowcy z tego kraju reprezentują poszczególne związki sportowe nie zaś swój kraj. Chciałoby się wierzyć, że bezwzględność włodarzy międzynarodowego sportu wynika nie tylko z kwestii sportowych, ale też i te inne czynniki mają wpływ na trzymanie Rosjan w zawieszeniu.

Problem istnieje i niestety będzie narastał. Dyktatorzy na wszystkich kontynentach chętnie wyciągną pomocną rękę i wydadzą miliardy dolarów, aby móc wypiąć pierś do fotoreporterów z całego świata odbierając pochwały ze wszystkich stron zapominających jaką drogę musiał on przebyć, aby znaleźć się w tym miejscu. Zawsze można ubrać się w szaty Katona Młodszego płacząc nad losami sportu wyrażając sprzeciw i ogłaszać bojkot imprez. Przez sto lat nic to nie dało, ale może za sto lat się to zmieni.

Fot. Wikipedia