Desperacja Paulo Sousy

Desperacja Paulo Sousy

Selekcjonerzy romansujący z klubami to nic nowego. Często zdarza się, że włodarze poszczególnych ekip chętnie rozmawiają z potencjalnymi następcami mającymi wciąż podpisany kontrakt z reprezentacją narodową. Rzadko zdarza się jednak, aby taki trener odchodził przed ważnymi meczami, a zapowiada się że Polacy będą jednymi z nielicznych reprezentacji stojącymi przed takim problemem.

Paulo Sousa jest dosyć intensywnie wymieniany jako faworyt do obsady kolejnych stanowisk menedżera brazylijskich drużyn. Najpierw było to Flamengo, teraz podobno Internacional. Portugalczyk jak na kogoś mającego przejmować się meczami barażowymi ma całkiem sporo innych zobowiązań i rozmów o pracę. Trudno oczywiście wymagać, aby Portugalczyk pozostawał wierny reprezentacji szczególnie, że obecny prezes PZPN jest dosyć sceptycznie nastawiony do jego osoby. Trener ma prawo rozglądać się za alternatywami, ale sytuacja robi się jednak niezręczna w momencie, gdy ktoś chce odejść od razu i to jeszcze przed przełomowym momentem.

Luiz Felipe Scolari miał dogadany kontrakt z Chelsea jako trener Portugalii, ale odszedł dopiero po mistrzostwach świata. Podobny zamiar miał Julen Lopetegui, ale władze hiszpańskiej piłki nożnej potraktowali to jako zdradę i pozbawili go stanowiska przed turniejem, oddając tymczasowo stery kadry Fernando Hierro. Ronald Koeman wolał odejść do Barcelony niż poprowadzić swoją reprezentację na Mistrzostwach Europy. Przypadek Holendra jest najbliższy temu, co może uczynić Portugalczyk, choć argumenty w rękach byłego obrońcy są znacznie poważniejsze.

Koeman był legendą klubu z Katalonii, który jest wciąż wielką marką bez względu na problemy sportowe i finansowe. Możliwość prowadzenia Leo Messiego i szansa na wskoczenie do czołówki trenerów byłą okazją jedną na sto lat. Szczególnie, że zostawiał reprezentację mająca zapewniony awans na EURO. Paulo Sousa natomiast zaprzepaścił awans z grupy na Mistrzostwach Europy, a sytuacja z awansem na mundial jest wciąż nierozstrzygnięta. Porzucanie reprezentacji Polski na rzecz czołowej, ale jednak tylko drużyny z Brazylii też budzi zdziwienie. Podobno Portugalczyk był rozważany jako menedżer Arsenalu, ale zdecydowano się wówczas na Artetę. Dodatkowo pozostaje niesmak po decyzji o odpuszczeniu meczu z Węgrami, który zdecydował o braku rozstawienia reprezentacji. Sama kwestia rozstawienia miała bardziej wymiar psychologiczny, a nie sportowy, gdyż wszystkie drużyny są wystarczająco groźne dla Polaków. Brak zrozumienia tego syndromu rozstawienia to jeden z największych minusów kadencji selekcjonera.

Brazylijskie kluby znane są z częstej rotacji trenerami. O dawaniu szansy trenerom, budowie drużyn przez kilka okienek transferowych nikt się nie przejmuje. Jeśli są wyniki trener może prowadzić zespół, a przy pierwszym kryzysie władze pokazują mu drzwi. Oczywiście taki szkoleniowiec może za rok, dwa wrócić znowu, aby znowu zostać zwolnionym. Wskoczenie na brazylijską karuzelę to zupełnie inny poziom. Często o długości artykułu na Wikipedii o brazylijskim trenerze nie świadczy mrówczej pracy Wikipedysty, ale o tym ile klubów objął, a czasami jest to kilkadziesiąt prowadzonych zespołów.

Gdyby po Sousę odezwał się Juventus, albo Borussia Dortmund można byłoby to zrozumieć, a nawet spróbować dojść do porozumienia i do czasu wyjaśnienia się sytuacji w barażach pozwolić mu obejmować stanowisko trenera i selekcjonera. Polska reprezentacja już raz pozwoliła Leo Beenhakkerowi na łączenie tymczasowo funkcji z obowiązkami menedżera Feyenoordu. Holender jednak był związany przez wiele lat z klubem z Rotterdamu więc tu też pojawiło się wiele innych powodów pozasportowych. Ucieczka Paulo Sousy przypomina desperacką próbę zmiany pracy, w której pracownik chce się wyrwać z obecnej firmy dokądkolwiek, aby poziom i finanse były zbliżone. Internacional to raczej krok w bok, albo kroczek do tyłu niż awans w górę, który dodatkowo może trwać bardzo krótko.

Fot. Wikipedia