Czy „Wielka czwórka” miała sens?

Czy „Wielka czwórka” miała sens?

„Wielka czwórka” to najpopularniejszy termin używany do opisywania Premier League w historii jej istnienia. Wzrost potęgi Manchesteru City spowodował, że koncepcja zaczęła robić się za ciasna, a zupełnie straciła na znaczeniu, gdy do czołówki zaczął być zaliczany Tottenham. Obecnie żyjemy w epoce „TOP6”, ale wydaję się, że i ten termin ma krótki termin ważności. Periodyzacja sukcesów i porażek danych zespołów to naturalna chęć tworzenia epok, do których można odnosić się w przyszłości. Problemem jest jednak sztuczne rozszerzanie passy sukcesów i porażek. Nikogo już nie drażni fakt, że historie „Wielkiej czwórki” zaczyna się w końcówce lat dziewięćdziesiątych mimo, że dopiero inwestycja Romana Abramowicza przekształciła Chelsea w stabilną europejską potęgę, tak samo nie dziwi rozpoczynanie epoki „wielkiego” Tottenhamu od 2010 roku mimo, że dopiero od ostatnich kilku sezonów „Spurs” przebija się nieśmiało do ścisłej czołówki.

Nie ulega wątpliwości, że lata dziewięćdziesiąte to absolutna dominacja Manchesteru United, który miał olbrzymią przewagę nad resztą stawki. Oczywiście należy pamiętać, że Chelsea czy Arsenal wygrywały Puchar Zdobywców Pucharów, a drużyna Wengera dotarła do finału Pucharu UEFA jednak drużyny angielskie w tamtym czasie Europy nie podbiły. Dopiero pod koniec XXI wieku Manchester United po dramatycznej końcówce wyrwał zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Paradoksalnie złote lata dziewięćdziesiąte Alexa Fergusona nie była najlepszą dekadą United, a jeszcze bardziej ciekawe jest to, że nie był on w niej zdecydowanie najlepszy.

Albowiem kolejna dekada to wieloletnia „bitwa o bufet” z przystawkami, czyli Manchester United, Arsenal oraz czająca się Chelsea Londyn. Walki toczono na wszystkich frontach. Wiecznie czwarty Wenger to paradoksalnie twórca najstabilniejszej drużyny tamtego okresu, która z biegiem lat przestała rywalizować o mistrzostwo, skupiając się na zdobywaniu mniej ważnych trofeów. Wydaję się, że lekceważona epoka Francuza w klubie będzie nabierać na wartości w kontraście kolejnych nieudanych sezonów. Ówczesne TOP 3 można rozszerzyć do trzech i pół, gdyż Liverpool był w tamtym okresie we własnej kategorii, kiedy przeciętne wyniki w lidze rekompensował sukcesami w Europie. Można byłoby zaryzykować hasło, że klub z Anfield był i jest za „duży” aby być postrzegany jako klub spoza czołówki i stąd bierze się powstanie terminu „Wielkiej Czwórki”. Z drugiej strony dziwne by było lekceważenie klubu, który potrafił dotrzeć dwa razy do finału LM raz go wygrywając. O ile w omawianej dekadzie nie jest to aż tak kontrowersyjne, gdyż pierwsza dekada XXI wieku to era dominacji klubów angielskich w Europie to przyglądając się ostatniej pełnej dziesięciolatce można mieć już więcej uwag.

W drugiej dekadzie XXI wieku miało nastąpić wywrócenie stolika, gdzie do czołowej czwórki doszły Manchester City oraz Tottenham. „Obywatele” przełamały hegemonie starych liderów kilkukrotnie wygrywając ligę, a drużyna z Londynu wywierała presję na czołówkę. Niewątpliwie był to koniec pewnej epoki jednak nie oznaczała ona rozszerzenia puli wielkich klubów, a raczej odwrotnie. Trudno ocenić, czy ostatnia dekada to TOP2, czyli liga Manchesteru City oraz Chelsea, , czy rotacyjne TOP4, gdzie w zależności od formy wskakiwały do czołówki inne drużyny. Postrzeganie tego okresu jako ciągłej rywalizacji szóstki czołowych drużyn wynika z reputacji jaką cieszy się drużyna z miasta „Beatlesów”. Liverpool nie mógł być traktowany jako czołowy średniak, a dołączenie ich do potęg ligi przez media musiało jednocześnie oznaczać wpisanie do rywalizacji Tottenhamu. Oczywiście angielski finał, w którym Tottenham brał udział jest oznaką tego, że wszystko raczej idzie w dobrym kierunku jednak paradoksalnie to dzięki słabości The Reds, klub z White Hart Lane został zaliczony do najlepszych klubów Anglii, czy stał się ojcem-założycielem Superligi.

Nie tylko rody królewskie, państwa, czy tygodniki sportowe rozszerzają swoje lata istnienia do granic możliwości, dodając do swoich drzew genealogicznych legendarne postaci, i dopisując kolejne epoki prosperity. Dodatkowo jeszcze media zaangażowały się w kreowaniu zaszłości historycznych i tworzeniu odpowiedniej narracji, aby móc zwiększyć zainteresowania danym meczem, czy rozgrywkami. Warto pamiętać, że to co sądzimy o danym klubie obecnie może być zupełnie inaczej interpretowanie za kilkanaście lat i sami nie będziemy świadomi, że byliśmy świadkami wielkiej chwały albo rozpaczy.