Cztery miliardy różnicy, o „równości” w NBA

Cztery miliardy różnicy, o „równości” w NBA

Limity płacowe oraz zasady konstruowania długości kontraktów, oraz ilości maksymalnych kwot przeznaczanych na nie jest symbolem NBA i sposobu z radzeniem sobie z dominacją jednej ekipy nad resztą stawki. Propozycje takie również chce się przekładać na inne dyscypliny. W rzeczywistości mimo równości wciąż trudno znaleźć ją zarówno od względem sportowym jak i finansowym.

Memphis Grizzlies mimo bycia ekipom grającą względnie często w play-offach budujący przyzwoite ekipy co sezon ze względu na różne czynniki jest wyceniany przez Forbes na kwotę ponad miliarda dolarów. Po drugiej stronie znajduję się New York Knicks, które ostatnio zbudowało drużynę kwalifikującą się do rozgrywek o mistrzostwo NBA. Przez wiele lat jednak ekipa była pośmiewiskiem zarówno pod względem tworzenia drużyny, proponowanych kontraktów jak i decyzji władz. Mimo tego ten sam magazyn wycenia zespół na pięć razy bardziej wartościowy od miasta Elvisa. Wszystko to zasługa położenia oraz posiadanej areny, która jest wykorzystywana do wielu innych imprez niż tylko sportowe i stanowi najważniejszy punkt w obliczaniu wartości drużyny. W dalszej kolejności można znaleźć ekipy osiągające przyzwoite wyniki finansowe oraz sportowe jak Lakers, czy Golden States, ale zespół z Nowego Jorku jest największym przykładem, że w NBA nie tylko sport jest najważniejszy.

Z drugiej strony ograniczenia dotyczące maksymalnych kontraktów powodują, że każda drużyna ma możliwość zaproponowania takiej samej ilości pieniędzy jeśli pozwalają im limity. W poprzednim artykule dotyczącym limitów płacowych wskazano, że istnieje wiele czynników, które są determinujące w wyborze nowego zespołu. Dodatkowo ograniczona liczba lat podpisanego kontraktu powoduje, że wielu zawodników jest gotowa w poszukiwaniu maksymalnej możliwej kwoty do zdobycia, ale także możliwość ucieczki do innego projektu mającego szansę na zwycięstwo. Co z tego, że taka drużyna z Memphis ma takie same możliwości finansowe jak Lakers skoro gracze będą wybierali grę w Los Angeles niż reprezentowanie ekipy Grizzlies. Prestiżowe zespoły mogą próbować zmieścić następne wielkie gwiazdy w swoim zespole, bo będą one bardziej skłonne do negocjacji kontraktów, średniaki i dół NBA przeznacza maksymalne kontrakty na średnich zawodników, o „supermaxach” nie wspominając.

Problemem jest balans między wygrywaniem a zarabianiem pieniędzy. Oba czynniki są ważne dla zawodników i czasem trudno jest zdecydować się co jest w danym momencie najważniejsze. Skrócenie długości kontraktu miało uchronić zawodników przez takimi patologiami jaka przytrafiła się Scottie Pippenowi, który podpisał długi kontrakt za śmieszne niskie pieniądze, a dopiero pod koniec kariery był w stanie wymienić swój talent za dolary. Również to pozwoliło ograniczenie olbrzymich kontraktów blokujących rozwój klubów, gdyż zawodnicy nie mogli podnosić swoich żądań w nieskończoność. Z drugiej strony pojawiają się propozycję, aby znieść limity maksymalnych kontraktów. Absolutne gwiazdy dzięki temu mogłyby zarabiać tyle ile wynosi ich rzeczywista wartość sportowa i wizerunkowa. Dzięki temu najlepsi koszykarze blokowaliby powstawanie superzespołów, bo ostatecznie argument finansowy miałby większą siłę niż sportowy.

Limity płacowe dotyczące całego zespołu oraz ograniczenia kwot przeznaczonych na poszczególne wynagrodzenia powodują, że rynek transferowy bardziej należy do zawodników niż zespołów. Oczywiście znajdą się takie przypadki jak Dennis Schroeder, który przelicytował swoje umiejętności i zgodził się na kilka milionów kontraktu. Generalnie zespoły muszą kusić sportowców innymi ofertami niż same pieniądze. Opcje zawodnika, możliwość zawetowania transferu, obietnica wzmocnienia drużyny, oszczędzanie w mniej ważnych meczach, czy też podpisanie kontuzjowanego zawodnika to jedne z narzędzi, jakimi można przekonać do pozostania, lub przejścia konkretnego sportowca. Trudno jednoznacznie znaleźć rozwiązanie tego problemu, a w zasadzie najpierw trzeba byłoby zastanowić się, czy to faktycznie jest problem.

Limity wszelkiego rodzaju nie uwzględniają wielu czynników, na które zespoły nie mają i nigdy nie będą mieć wpływu. Przekładając to na propozycje w piłce nożnej najprawdopodobniej ewolucja będzie taka sama. Najlepsi zawodnicy będą zostawać w swoich klubach, gdzie mogą zdobywać trofea, a średniaki będą musiały przepłacać za swoje gwiazdy, aby pozostały w zespole. Ostatecznie jednak będzie więcej transferów między zespołami, bo skoro każda ekipa będzie proponowała finansowo mniej więcej to samo, to zupełnie inne czynniki zaczną być ważniejsze.

Fot. Wikipedia