Bez Benzemy, bez obrony. Barca wygrywa z Realem

Bez Benzemy, bez obrony. Barca wygrywa z Realem

Wydawało się, że problemy FC Barcelony na długie lata pozbawią elementu rywalizacji w kolejnych El Classico. Jednak nikt nie spodziewał się, że Katalończycy nie tylko wrócą szybko to jeszcze w zdecydowany sposób wygrają z Królewskimi. Pozostaje się cieszyć, że dwaj giganci europejskiego futbolu piszą kolejny rozdział derbów.

Problemem Realu Madryt była kontuzja Karima Benzemy. Francuz był motorem napędowym zespołu, a pokazał to chociażby w meczu Ligi Mistrzów, gdzie jego błyskowi wyeliminowali PSG. Brak klasowego zawodnika to jedno, ale Real cierpi na brak zastępcy dla niego i Ancelotti musiał eksperymentować. Szukanie nowych rozwiązań w meczu o taką stawkę to mało dobry pomysł, szczególnie że Włoch zdecydował się na zagranie bez klasycznego napastnika. W składach anonsowane było trio Valverde-Rodrygo-Vinicius, ale z przodu potrafił również wybiec Luka Modric. Brak snajpera był widoczny bardzo w tym spotkaniu, szczególnie gdy Brazylijczycy wybiegali z kontrą i znajdując się na skraju pola karnego nie mieli do kogo zagrać, bo zawodnicy dobiegali dopiero do akcji. W przypadku Barcelony nie było takich problemów kadrowych, a dodatkowo nie mieli w nogach meczu w Lidze Mistrzów, a Galatasaray choć napsuło trochę krwi, nie było zespołem o wielkiej klasie.

Pierwszy kwadrans meczu odbył się na niesamowitej intensywności. Akcja szła za akcją, a drużyny nie miały momentu odetchnąć, bo trzeba było wracać. Wiele ostrej walki w polu karnym, ale też widoczne były problemy bocznych obrońców Realu ze skrzydłowymi. Szczególnie Nacho miał problemy z aktywnym Dembele, ale i Ferran Torres potrafił uderzyć z dystansu, bo nie miał przy sobie Carvalaja. Po drugiej stronie aktywny był Vinicius, ale tak jak wspomniano w poprzednim akapicie, albo musiał podawać do Valverde, lub próbować samodzielnie rozwiązać akcję uderzeniem. W 28 minucie urwał się Dembele i dośrodkował piłkę, a Aubameyang wcisnął się między obrońców i pokonał głową Courtoisa. Dziesięć minut później było 2:0, a strzelcem bramki był Araujo pokonujący ponownie uderzeniem głowy Belga.

Carlo Ancelotti zdecydował się na dwie zmiany już na początku drugiej połowy, ale nie miało to znaczenia. Real Madryt nie wyszedł z szatni na drugą część spotkania. Ferran Torres za pierwszym razem spudłował, ale kolejnej sytuacji nie zmarnował i podwyższył wynik na 3:0 w 47 minucie. Sześć minut później znowu Barca strzeliła bramkę, choć nie obyło się bez kontrowersji, gdyż sędzia asystent początkowo sygnalizował spalonego, ale zawodnicy grali dalej. Ostatecznie sędzia uznał gola mimo protestów Realu Madryt. Po demolce, Królewscy trochę się zebrali w sobie i zaczęli nieśmiało atakować, ale brakowało skuteczności. Barca tworzyła sobie dalej sytuacje bramkowe, ale tym razem szczęście uśmiechało się w kierunku Królewskich i zazwyczaj piłka lądowała obok bramki, albo udawało się wyłuskać piłkę.

Okazało się, że to nie brak Benzemy był głównym problemem zespołu z Madrytu. Oczywiście jego obecność mogłaby inaczej poukładać grę drużyny, ale przy takiej grze w tyle to najpewniej Francuz rzadko otrzymał by piłkę do nogi, a jedynie mógłby się frustrować kolejnymi nie udanymi próbami wyjścia. Zdecydowanie zawiodła obrona, która była za wolna dla skrzydłowych, ale też brakowało im koncentracji w trakcie pojedynków z rywalami. Popełniane błędy w ustawieniu, pozwalanie na wygrywanie piłki przez Aubameyanga w sytuacji, gdy piłka powinna być przejęta to jedne z niewielu przewinień. Mieszanie składem przez Ancelottiego też nie pomogło, a wręcz trochę były trener Milanu dodał od siebie do tego chaosu. Najprawdopodobniej ten mecz pomimo wysokości wyniku nie będzie miał dużego znaczenia dla końcowych losów obu zespołów. Real wciąż będzie walczyć o mistrzostwo Hiszpanii i wygraną w Lidze Mistrzów, a Barcelona powoli musi odbudowywać, a takie zwycięstwo to solidny krok do przodu.

Fot. Wikipedia