Angielsko-hiszpańska dominacja z niemieckim rodzynkiem

Angielsko-hiszpańska dominacja z niemieckim rodzynkiem

Wyznacznikiem poziomu rozgrywek wymieniana jest liczba gwiazd, miliony wydane na transfery, ale zazwyczaj do porównania bierze się występy w europejskich pucharach. Często pojedynczy sezon tworzy narrację, o najlepszej lidze świata, a adwersarze szukają argumentów, aby obalić to twierdzenie. Jednak mimo wszystko wraca do jednej rywalizacji między Anglią, a Hiszpanią.

Kiedy Niemcy wprowadzali do finału dwa zespoły, albo Bayern Monachium melduję się regularnie co najmniej w półfinale, wtedy pojawia się hasło o niedocenianiu Bundesligi. Pojawia się wówczas trend chwalenia rozsądnego prowadzenia zespołów, przepisów które hamują przed nadmiernymi wydatkami, oraz zniechęcają wszelkich ekscentrycznych i podejrzanych inwestorów w przemianowaniu klubów we własne zabawki. Ostatecznie jednak poza krótkim epizodem ekipy z Dortmundu, tylko Bayern reprezentuje Niemcy regularnie, ale też ma swoje cykliczne problemy. Kiedy Juventus grał w finale, a swoją dominację miał potwierdzać poprzez ściąganie największych gwiazd też wierzono w powrót Serie A na salony. Przywoływano kolejnych nowych właścicieli, przepisów jakie miały sprzyjać ściąganiu piłkarzy, którzy mogli dzięki temu mieć więcej pieniędzy. Ostatecznie wszystkie projekty złapała zadyszka, a poza Ronaldo nie udało się skusić żadnego uznanego nazwiska. Juventus musi dokonać przebudowy, a reszta w tym czasie musi przegrupować siły, aby Stara Dama nie był tak dominującą siłą.

O Francuzach nic jeszcze nie mówiono, choć Monaco i PSG potrafiło w ostatnich latach grać o najwyższe cele. Wiadomo, że paryżanie są napędzani przez petrodolary, ale nikt nie zachwyca się francuską ligą, jako siłą mającą zdominować europejskie rozgrywki. Czasem jeszcze przebijał się pojedynczy przypadek jak Ajax Amsterdam mający dzięki swojej polityce wychowywaniu piłkarzy rzucać wyzwanie nowoczesnemu futbolowi. Ostatecznie jednak Holendrzy obok promowania talentów, są jednocześnie zbieraniną odrzutów z czołowych lig, a ich aspiracje zostały brutalnie zweryfikowane w tym sezonie.

Tymczasem Anglicy, oraz Hiszpanie bez względu na problemy wciskają do ćwierćfinału swoich przedstawicieli. Sześciu z ośmiu reprezentuje obie ligi, ale losowanie tak się ułożyło, że w półfinale jedna nacja może nie mieć nikogo, albo wszystkich trzech. Wieszczono upadek angielskiej piłki, która przepala setki milionów na transfery, a przez wiele lat miała problem z dotarciem do półfinału. Jednak obecny rezultat nie jest tak dobry jak w 2019 roku, gdzie cztery zespoły reprezentowały Premier League. O Hiszpanach mówiło się podobnie, a problemy poza ogólnymi rozbijano na poszczególne zespoły. Starzejący Real Madryt miał rozpocząć bolesną przebudowę, Barcelonę z problemami finansowymi wieszczono rozbrat z Europą, a po wypaleniu projekty Atletico, Hiszpanie nie mieli doczekać się kolejnej mocnej drużyny na międzynarodowym poziomie. Okazuje się, że Real potrzebował tylko ewolucji, Barcelona rozsądniejszej polityki finansowej, a mimo porażki Atletico i tak znalazł się Villarreal awansujący dalej.

Serie A kiedyś była najmocniejszą ligą w Europie o kilka dystansów. Rekordy finansowe, wygrane w pucharach były kwestią wewnątrz-włoską. Ostatecznie jednak reszta świata zaczęła ich doganiać, a w pewnym momencie Włosi zostali daleko w tyle. Wydaje się więc, że Anglików i Hiszpanów może czekać podobny los, ale od wielu lat nic takiego się nie dzieje, a wręcz problem się pogłębia. Za plecami gigantów bowiem rosną kolejne zespoły mające finansowe zaplecze i spore ambicje, aby zamieszać w europejskich pucharach.

Fot. Wikipedia